W tych właśnie dniach SLD rozpoczyna nieoficjalnie i bez rozgłosu kampanię wyborczą do parlamentu. Szefowie partii inaugurują bowiem specjalne spotkania z kierownictwami wszystkich po kolei 16 rad wojewódzkich ugrupowania. Oprócz oceny minionej kampanii prezydenckiej, szefowie regionalnych struktur mają przedstawić świeże pomysły na batalię parlamentarną oraz wskazać ewentualne zagrożenia na drodze do sukcesu. Potem spisywany będzie protokół, sygnowany następnie przez szefa wojewódzkiej organizacji. Ma się on w ten sposób zobowiązać do bezproblemowego przebiegu kampanii na swoim terenie, z czego będzie później rozliczony.
Nie skłócać partii
Od kilku miesięcy działa także 40 zespołów programowych (33 działy administracji plus inne „ważne zagadnienia”), mających przygotować program wyborczy na przyszły rok. Do ich zadań, zgodnie z uchwałą Rady Krajowej, należy jednak także „bieżące monitorowanie sytuacji w przypisanych im sprawach i przedstawianie Zarządowi SLD propozycji stanowisk i ocen politycznych”. Wśród zespołów można odnaleźć, poza „cieniami” rządowych resortów, także te od „wyznań religijnych”, „relacji między władzą a opozycją”, „równego statusu kobiet i mężczyzn” czy „zagrożeń korupcyjnych”.
– Prace zespołów, w części programowej, będą powoli finalizowane – mówi Krzysztof Janik, sekretarz generalny SLD. – Potem zaprezentujemy raport o stanie państwa z propozycjami nowych ustaw i nowelizacji istniejących. Na czele każdego zespołu stoi koordynator (patrz ramka). Leszek Miller, przewodniczący SLD, przestrzega, żeby nie widzieć w nich gotowych ministrów.