Archiwum Polityki

Herb w drugie ręce

Arystokracja wraca do pałaców, ale jest to raczej arystokracja pieniądza, a nie rodowa. Hrabia Jan Zamoyski przez pięćdziesiąt lat starał się o zwrot Pałacu Błękitnego przy warszawskim placu Bankowym. Byłemu „królowi wędlin” Hubertowi Gierowskiemu, który odkupił roszczenia od ordynata, udało się to w dwa miesiące.

Na przełomie roku, według wiceprezydenta warszawskiej gminy Centrum Jerzego Guza, hrabia Zamoyski nieoczekiwanie sprzedał roszczenia do Pałacu Błękitnego biznesmenowi Hubertowi Gierowskiemu, synowi znanego malarza. – Nastąpiła zmiana polegająca na tym, że pojawił się następca prawny pana Zamoyskiego – mówi Guz – ale nie powinno się tego faktu łączyć z jakimś podejrzanym przyspieszeniem całego procesu oddawania pałacu; takie były procedury, a gdybyśmy wstrzymywali sprawę, Gierowski oddałby sprawę do sądu i na pewno by ją wygrał.

Zwrot nieruchomości był możliwy dopiero od 1995 r., kiedy Samorządowe Kolegium Odwoławcze (zrządzeniem losu ulokowane właśnie w Pałacu Błękitnym) uchyliło decyzję odrzucającą roszczenia Zamoyskich, wydaną przez komunistyczne władze jeszcze w latach czterdziestych.

Potem koleje tej reprywatyzacji bywały zmienne, a lokatorzy pałacu to pakowali walizki, to znowu czuli się jak u siebie w domu. Od sierpnia zeszłego roku cała sprawa nabrała jednak przyspieszenia i finał zdawał się być nieuchronny. I tu nagle po pięćdziesięciu latach starań o historyczną siedzibę nastąpiło zbycie roszczeń. Dziwi się temu Leszek Kamiński, prezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego. – Rozporządzenie majątkiem przez pana Zamoyskiego wydaje mi się zagadkowe. Wielokrotnie z nim rozmawiałem i wiem, że miał co do pałacu dalekosiężne zamiary, chciał odrestaurować słynną bibliotekę imienia swojej rodziny. Aż tu nagle taka decyzja. Jednak coraz częściej mamy do czynienia z takimi przypadkami. Właściciele nie chcą już dłużej czekać na zwrot i sprzedają roszczenia za znacznie mniejsze pieniądze, niżby uzyskali później za odzyskaną nieruchomość.

Inny urzędnik miejski potwierdza tę obserwację; uważa, że wielu dawnych właścicieli, zwłaszcza tych w starszym wieku, słabo się orientuje w zawiłościach prawa, nie potrafi dokładnie rozpoznać, na jakim etapie znajduje się ich sprawa, i dają się w końcu skusić ofercie ludzi bieglejszych na rynku nieruchomości.

Polityka 10.2000 (2235) z dnia 04.03.2000; Wydarzenia; s. 17
Reklama