Dla Tadeusza Rusieckiego – miłośnika koni, to był wielki dzień. 15 sierpnia 1999 r. trybuny Toru Wyścigów Konnych wypełnione były do ostatniego miejsca. Gdziekolwiek spojrzeć, znane twarze – biznesmeni, politycy, artyści, hodowcy. Dzień Arabski – seria gonitw zwieńczająca aukcję Polish Prestige co rok przyciąga szczególną uwagę. A tym razem najważniejsza i najbardziej prestiżowa gonitwa dnia nosiła imię jego firmy Tarus – Tarus Arabians Cup. Panie Grażyna i Kamila Rusieckie, otoczone przez kamery, wśród błysków fleszy wręczały zwycięzcy ufundowaną przez siebie Nagrodę Europy – 161 tys. zł. Tadeusz Rusiecki konsekwentnie unikał utrwalenia swej podobizny.
– Pan Rusiecki wkroczył na tor dopiero w ubiegłym roku, ale z dużym rozmachem. Związana z nim firma Klimczak, która przejęła część państwowej stadniny koni czystej krwi arabskiej w Kurozwękach, w tym sezonie wystawiła 13 koni – mówi prezes zarządu Torów Wyścigów Konnych na warszawskim Służewcu Marek Przybyłowicz.
Ludzie z branży końskiej kojarzyli już osobę Rusieckiego: to ten sam siwy wysoki mężczyzna, który na aukcji Polish Prestige 99 w Janowie Podlaskim licytował się z perkusistą Rolling Stonesów Charlie Wattsem o najdroższego konia – klacz Abulę. I spasował dopiero przy 130 tys. dolarów.
Po aukcji zaś przekazał 7500 dol. fundacji Jolanty Kwaśniewskiej.
Bez rozgłosu
Do tej pory Tadeusz Rusiecki nie szukał rozgłosu. Wręcz przeciwnie. Jego nazwisko bodaj ani razu nie pojawiło się w mediach. Przewija się ono jednak na listach udziałowców kilku powiązanych ze sobą firm i w coraz to nowych dziedzinach: hazard, nieruchomości i przemysłowa produkcja rolna.
O sobie Rusiecki mówi: – Nic ciekawego. Nie ma mnie na liście stu najbogatszych ani żadnej innej.