Pierwsze wyzwanie to pokój. Zimna wojna się skończyła, ale obecny pokój jest „gorący”. Od upadku muru berlińskiego około 30 wojen, prawie wszystkie o charakterze wewnętrznym, spustoszyło wielkie połacie globu. Rozwiały się złudzenia o trwałym pokoju i końcu historii.
• Drugie to walka z ubóstwem. Czy nadchodzący wiek będzie świadkiem powstania nieznanych wcześniej nierówności społecznych? Obecnie ponad połowa ludzkości utrzymuje się przy życiu za niecałe dwa dolary dziennie. Proporcja dochodów najzamożniejszych 20 proc. mieszkańców planety w stosunku do najuboższych 20 proc. wynosiła w 1995 r. 81 do 1, w 1960 r. – 30 do 1. Okrzepło w ten sposób społeczeństwo „jednej piątej”. (Koncepcję społeczeństwa „jednej piątej”, zwaną też „20:80” przedstawił Rafał A. Ziemkiewicz w artykule „Powrót gladiatora” POLITYKA 32/99 – przyp. red.).
• Trzecim wyzwaniem jest zapewnienie możliwości rozwoju. Trzech planet takich jak nasza byłoby potrzeba, żeby cała ludność świata doścignęła wskaźniki spożycia w Ameryce Północnej. Czy nasze modele rozwoju nie zrujnują przyszłości następnych pokoleń?
• Czwarte wyzwanie: uniknięcie syndromu „dryfującej tratwy”. Wskutek globalizacji przeważająca większość problemów – takich jak obłoki radioaktywne – nie zatrzymuje się na państwowych granicach i wymaga rozwiązań w skali świata. Czy mamy długofalowy plan tego rodzaju? To uprawnione pytanie. Wydaje się, że wiele krajów zapodziało gdzieś mapy, sprzęt nawigacyjny, a nawet wolę samodzielnego ustalania celów. Czyżby historia dostała się w ręce „anonimowych władców”?
Einstein powiedział, że „w chwilach kryzysów cenniejsza od wiedzy jest tylko wyobraźnia”.