Archiwum Polityki

Cierpieć jak Iwaszkiewicz

W miniony czwartek, w czasie gdy matka z pistoletem poszła na policję, przeczytałem książkę Piotra Mitznera „Hania i Jarosław Iwaszkiewiczowie” (Wydawnictwo Literackie, seria: Pary). Bardzo szybka była moja lektura, choć np. powiedzenie, że przeczytałem ten – jak głosi podtytuł – „Esej o małżeństwie” jednym tchem, byłoby nieprawdziwe w swej niestosowności. Historia Iwaszkiewiczów to jest – okazuje się – bardzo mroczna historia, pełna niekiedy niewidzialnych ale zawsze nielekkich przygód. Autor na początku przytacza „apodyktyczne ostrzeżenie” Tomasza Burka: „Dzieje i psychologia małżeństwa Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. Tak się ta sprawa nazywa. Jedynie umysł naiwny lub bezceremonialny mógłby przy obecnym stanie iwaszkiewiczowskich badań kusić się o zrekonstruowanie tych dziejów i tej psychologii”. Niewątpliwie Burek ma rację, stan badań zawsze można i trzeba pogłębiać, a o życiu Anny i Jarosława dałoby się niechybnie całe tomy pisać. Kiedy się wszakże mówi o niezgłębialności problemu, człowiek zawsze jest zagrożony przez retorykę niezgłębialności. Otóż rzecz w tym, że ja, na przykład, więcej wiedzieć nie chcę, nie chcę ściślej studiować dziejów tego związku, nie chcę głębiej i dalej zaglądać, nie chcę ani stawiać, ani rozwiązywać kolejnych iwaszkiewiczowskich zagadek, nie chcę na ten temat czytać „tomów całych” – uważam, że to, co zawiera niewielka książka Piotra Mitznera, jest wystarczająco intensywne i wystarczająco straszne. Mówię we własnym imieniu, w imieniu własnej dawniejszej, frajerskiej naiwości, a zapewne także w imieniu tej beztroskiej części publiki literackiej co uważała, że jedynym doskwierającym przez bez mała całe życie Jarosławowi Iwaszkiewiczowi problemem był brak Nagrody Nobla.

Polityka 9.2000 (2234) z dnia 26.02.2000; Pilch; s. 99
Reklama