Archiwum Polityki

Pozory erudycji

Na miesiąc przed moją indyjską podróżą miałem na planie filmowym w Warszawie gościa z dalekiej Kerali, który przyjechał przyglądać się pracy mego operatora (sława polskich mistrzów kamery dotarła aż tak daleko). Wizytę Keralczyka wspominam z pewnym zażenowaniem z racji drobnego epizodu, jaki przeżyliśmy w trakcie zdjęć w kościele na placu Grzybowskim w Warszawie, gdzie na ścianach wiszą obrazy pierwszych apostołów. Jednym jest Tomasz, pamiętny przede wszystkim przez swoje uporczywe niedowierzanie, a mniej pamiętny jako ten, który po zburzeniu świątyni w Jerozolimie pojechał śladem świeżej żydowskiej diaspory doIndii. Tam zostawił rzeszę nawróconych tubylców, od których datuje się w Indiach chrześcijaństwo. Męczeństwo świętego Tomasza na barokowym obrazie zawiera w sobie przykrą nieścisłość. Nie dość, że architektura Indii niczym nie różni się od greckiej, ale lokalni prześladowcy apostoła noszą na głowach piuropusze identyczne z tymi, które znamy z filmów o Indianach z Dzikiego Zachodu.

O losach chrześcijan z Indii Południowych można się wiele dowiedzieć z wydanej niedawno książki profesora Jana Kieniewicza o stosunkach Polski i Orientu. Wyposażony w tę lekturę bałamuciłem spotkanych Hindusów stwarzając pozory erudyty. Dzieje unii starożytnych chrześcijan i katolików przybyłych pod flagą Portugalii reprezentujących rzymski katolicyzm to materia niezmiernie ciekawa. Konflikt towarzyszący temu spotkaniu w małym stopniu dotyczył teologii. W wielkim zaś obyczaju. Fakt, że do dzisiaj w katolickich świątyniach w południowych Indiach wierni ściągają buty i modlą się w kucki, budzi lekkie zdziwienie człowieka Zachodu. Dla towarzyszy Vasco da Gamy były to sygnały nieprawowierności. To, że w liturgii używano zamiast mszalnego wina napoju sporządzanego z suszonych rodzynek, było obrazą boską.

Polityka 9.2000 (2234) z dnia 26.02.2000; Zanussi; s. 105
Reklama