W Austrii istnieje powiedzenie, że klasyczną miejscową metodą rozwiązywania konfliktów jest samobójstwo. Następca tronu Rudolf strzelał sobie (i swej kochance) w głowę nie potrafiąc przeciwstawić się ojcu, dobrotliwemu satrapie, ani się dostosować do dworskiej nudy. Tak samo uczynił major Redl oskarżony w wyniku intryg o szpiegostwo. Klaus Maria Brandauer pokazał na ekranie, jak to mogło wyglądać w praktyce. W istocie: Austria ma – obok Węgier – najwyższy odsetek samobójców w Europie. Austriackiej neurastenii nie potrafił wyleczyć nawet Zygmunt Freud, który właśnie w Wiedniu zaczął swą praktykę.
Dwie drogi
Teraz Austriacy są zaskoczeni i przygnębieni reakcją Europy na sukcesy wyborcze Haidera i wejście jego partii do koalicji rządowej, ale u większości przeważa zacięty upór: jak już, to już! Gdyby na początku lutego powtórzono wybory, to „narodowi wolnościowcy” z FPÖ by zyskali, współrządzący z nimi w czarno-niebieskiej koalicji chadecy – stracili, ale na pierwszym miejscu byliby jednak socjaldemokraci. Zdecydowana większość Austriaków (85 proc.) odrzuca pretensje zagranicy, ale obawia się szkód spowodowanych bojkotem kraju (70 proc.) i mimo to akceptuje (51 proc.) nową koalicję. „Austria na skraju przepaści”, „nie ma żadnej alternatywy”, „państwowy chaos”, „wszystkie dawne rozwiązania nie mają żadnej przyszłości” – oto śródtytuły artykułu wstępnego austriackiego magazynu „News”.
W wyniku międzynarodowej kampanii sam Haider stracił w Austrii nieco na popularności i znajdując się dopiero na dziesiątym miejscu nie jest pożądanym kandydatem na kanclerza. Stracił też prezydent Klestil, ale wciąż prowadzi nie zagrożony.