Odkąd stało się jasne, że zwycięzcy ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych – socjaldemokraci – nie są w stanie sformować stabilnego większościowego rządu, w ich tradycyjnym partnerze postępowo-centrowych chrześcijańskich demokratach Wolfganga Schüssela (Partia Ludowa) rosła ochota na manewr radykalny. Gdy kanclerz Viktor Klima oficjalnie zrezygnował z dalszych prób uratowania tradycyjnej Wielkiej Koalicji, chadecy żwawo zabrali się do dzieła, zapowiadając utworzenie rządu w koalicji z wolnościowcami.
Chadecy zapewniali, że ryzyko wymknięcia się mechanizmu demokratycznego spod kontroli praktycznie nie istnieje, a alternatywy – innej niż przyspieszone wybory – praktycznie nie ma. Haider nie wejdzie do rządu, uzgodniona w rokowaniach platforma współpracy nie jest antydemokratyczna ani antyeuropejska. Co więcej, program rządu daje spore szanse ożywienia gospodarki, uzdrowienia państwa i rozwoju społecznego. Zmęczone społeczeństwo ma już dość socjalizmu, biurokracji i nepotyzmu, bo to one doprowadziły do zastoju – przekonywali rzecznicy koalicji chadeckowolnościowej. Wolnościowej?
Partia, której przewodzi dziś Haider, powstała niemal pół wieku temu. Definiowała się jako postępowa i antykolektywistyczna; chciała umiarkowanych reform społecznych, samorządności pracowniczej i jedności europejskiej. Była naturalnym sprzymierzeńcem austriackiej lewicy, bo swym programem odbierała część elektoratu tamtejszym chadekom. Niczym niezwykłym nie było więc wejście jej do rządu w latach 1983–1986, kiedy kanclerzem federalnym Austrii był socjalista – Fred Sinowatz – dzisiejsza socjaldemokracja do 1991 r. nazywała się Partią Socjalistyczną. W połowie lat 80. Austria przeżyła pierwszy ostracyzm, gdy prezydentem został Kurt Waldheim, który zataił, że w latach wojny służył w specjalnej jednostce Wehrmachtu na Bałkanach.