Pojęcie suwerenności państwowej, a nawet suwerenności samego ludu też zaczyna być – jak wiele innych – oceniane i wartościowane. Ponadto rodzi się Europa prawdziwie polityczna, a nie tylko ekonomiczna, która nie waha się nakreślić własnego obszaru politycznej poprawności. Nie boi się powiedzieć: z tymi ludźmi będziemy współdziałać, a z tymi nie, nawet gdyby zyskali demokratyczny mandat.
Portugalia, przewodząca Unii Europejskiej w tym półroczu, powiadomiła Wiedeń w imieniu 14 pozostałych krajów członkowskich, że gdyby w Austrii powstał rząd z udziałem Partii Wolności (Jörga Haidera, FPÖ), to „rządy (krajów Unii)... nie nawiążą ani nie zaakceptują żadnego oficjalnego kontaktu dwustronnego na szczeblu politycznym z takim rządem. Nie udzieli się poparcia kandydatom austriackim pragnącym zająć stanowiska w organizacjach międzynarodowych. Ambasadorowie Austrii w stolicach Unii Europejskiej będą przyjmowani jedynie na szczeblu technicznym (to znaczy nie przez ministrów – przyp. red.)...” Słowem, Unia jak najbardziej oficjalnie zapowiedziała, że nie przejdzie do porządku dziennego nad utworzeniem przez Austrię rządu obejmującego FPÖ.
Austria przyjęła to stanowisko z osłupieniem, pełna niedowierzania, irytacji i w poczuciu krzywdy. Jej minister spraw zagranicznych Wolfgang Schüssel, zarazem szef Partii Chadeckiej i główny strateg sojuszu z Haiderem, protestował przede wszystkim przeciw temu, że z Wiedniem nie konsultowano się przed niezwykłą decyzją Czternastki (a Unia liczy 15 członków). – Nie jest to przyjęte postępowanie między równoprawnymi partnerami – powiedział. Wyraził też zdziwienie, że Unia nie czekała na ogłoszenie składu rządu wiedeńskiego ani na treść paktu koalicyjnego między chadekami a Haiderem.