W Zakopanem powiada się, że kiedy na Krupówkach zaczyna być bardziej biało od gipsu niż od śniegu, to znaczy, że sezon turystyczny w pełni. W ciągu ostatnich trzech lat tylko w Tatrach zginęło 51 ludzi, o losach dwóch nie wiadomo do dziś. 585 osób zostało ciężko rannych. Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego interweniowali ponad pięć tysięcy dwieście razy. Liczby ofiar gór nie zmniejszają się, choć z roku na rok maleje liczba osób wdrapujących się powyżej Morskiego Oka. Zdecydowanie mniej niż kiedyś jest wypadków taterników. W stanie wojennym każdego dnia wspinało się 200–250 osób. Dziś przy dobrej pogodzie 40–50 taterników w okolicach Kasprowego Wierchu to już dużo. – Zmieniło się to, że ludzie, którzy idą w góry, są lepiej ubrani, bo mają więcej pieniędzy, ale niekoniecznie więcej rozumu – mówi Adam Marasek, ratownik TOPR od 1972 r.
Zmieniło się także to, że wraz z rozwojem turystyki ludzie pojawiają się tam, gdzie schodzą lawiny. Niegdyś schodziły w pustkę, dziś na swej drodze spotykają stacje narciarskie, pensjonaty, domy wczasowe, narciarzy na nowych nartostradach lub tłumy turystów na coraz liczniej-szych szlakach. Człowiek podszedł blisko lawin, więc lawiny stały się groźne dla człowieka. Ratownictwo lawinowe jest coraz ważniejszą specjalnością.
Lawiny idą pod górę
W Polsce lawiny schodzą z Tatr i Karkonoszy. W 1865 r. pod lawiną zginęło pięciu ludzi w Dolinie Kościeliskiej, w 1909 r. pod Małym Kościelcem zasypany został kompozytor Mieczysław Karłowicz. W 1968 r. podczas największej w polskich górach katastrofy w Białym Jarze w Karkonoszach zginęło 19 ludzi. W Tatrach rok temu śnieg zasypał trzech mężczyzn idących ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów na Zawrat. Ciała odnaleziono dopiero pod koniec kwietnia.