Pierwszą nowożytną próbę zdefiniowania pornografii podjął Johannes Dawid Schreber z Miśni. W pracy doktorskiej „De libris obscenis” („O księgach nieprzyzwoitych”), którą przedłożył w 1688 r. na Uniwersytecie w Lipsku, stwierdził, że „za pornograficzne uznane winny być wszelkie pisma, których twórca ku wyraźnie nierządnej mowie zmierza, bezczelne części lub akty wstydliwe lubieżnych ludzi opisuje tak, że niewinne i delikatne uszy odstrasza”.
Współczesne definicje sprowadzają się do stwierdzenia, że pornografia to teksty, obrazy, dźwięki oraz przedmioty, które mają na celu wywołanie podniecenia seksualnego. Naukowcy i prawnicy zastrzegają jednak, że wszelkie takie definicje są nieostre, że na dobrą sprawę prawnokarnej definicji nie ma. Jednych bowiem oglądanie „świerszczyków” nie bierze, u innych podniecenie seksualne wywołują zgoła nieprzewidziane „teksty, obrazy, dźwięki oraz przedmioty”. Istnieją wydawnictwa prezentujące nagie lub obute w szpilki czy botki stopy, które amatorów tych wydawnictw podniecają w większym stopniu niż bardziej intymne części ciała.
Co jest naprawdę nieprzyzwoite
W świecie przez wiele lat obowiązywały rygorystyczne, antypornograficzne przepisy prawa międzynarodowego. Członkowie Ligi Narodów, sygnatariusze Konwencji Genewskiej z 1923 r. (w tym Polska) w ”sprawie zwalczania obiegu i handlu publikacjami sprośnymi” zgodzili się „przedsięwziąć wszelkie środki w celu wykrycia, ścigania i ukarania osobnika, który dopuści się sporządzania, przechowywania i obrotu” materiałami pornograficznymi.
W Europie, w latach trzydziestych, w krajach faszystowskich i totalitarnych doszło do szczególnego nasilenia działań antypornograficznych. Nie zahamowało to jednak pornografii.