Archiwum Polityki

Internet z figurami

Internet zapewnia prywatność, bo trudno go kontrolować i działa przez 24 godziny na dobę, jest więc idealnym narzędziem wyszukiwania materiałów pornograficznych. A pornografia jest jednym z najbardziej dochodowych interesów w tej sieci.

Prawdziwymi magnatami internetowej pornografii są Robert Thomas, właściciel stacji Amateur Action oraz Seth Warshavsky, właściciel Internet Entertainment Group. Choć zasady korzystania z Internetu mówią, że nie wolno w nim zamieszczać treści wulgarnych czy sprzecznych z obowiązującym prawem, to za pośrednictwem Internetu można znaleźć, skopiować czy przesłać pornograficzne teksty, zdjęcia i pliki wideo oraz rozmawiać w grupach dyskusyjnych na temat dowolnej formy seksu – A do Z, czyli seksu analnego do zoofilii.

Dostęp do treści pornograficznych jest bardzo prosty – wystarczy wejść do przeglądarki internetowej, np. Yahoo! i w okienku aparatu wyszukiwawczego wpisać np. „sex”. W tym konkretnym przypadku otrzyma się 48 kategorii i 3090 adresów serwerów zamieszczających informacje dotyczące seksu. Niektóre strony WWW są darmowe, za dostęp do komercyjnych trzeba płacić. Cieszą się one taką popularnością, że gdy swoje serwery uruchomiły „Playboy” i „Penthouse”, pierwszego dnia odwiedziło je odpowiednio 620 i 802 tys. osób.

Jak wynika z badania przeprowadzonego w 1998 r., w którym wzięło udział ponad 13 tys. użytkowników Internetu – 86 proc. mężczyzn i 14 proc. kobiet przyznało się do odwiedzania stron z „dosadnymi treściami erotycznymi”, a 87 proc. ankietowanych nie uważało oglądania pornografii w Internecie za powód do wstydu, choć jednocześnie trzech na czterech nikomu nie powiedziało, że to robi.

O ile pornograficzne wędrówki po Internecie dorosłych są tylko ich sprawą, to zapewne wszyscy zgodzą się z koniecznością ochrony dzieci przed pornografią w sieci. Podjęte zostały takie próby i to zarówno od strony legislacyjnej jak i technicznej.

Polityka 5.2000 (2230) z dnia 29.01.2000; Raport; s. 8
Reklama