Nowa konstytucja wymaga, by uchwałę o pociągnięciu do odpowiedzialności konstytucyjnej członków Rady Ministrów przed Trybunałem Stanu Sejm podjął większością trzech piątych (276) ustawowej (460) liczby posłów. W miniony czwartek za postawieniem M.F. Rakowskiego w stan oskarżenia głosowało 209 osób. Marszałkowi Maciejowi Płażyńskiemu pozostało zatem stwierdzić umorzenie postępowania wobec ekspremiera.
Wcześniejszą debatę przy Wiejskiej wykpił poseł KPN-Ojczyzna Adam Słomka („Z reguły ważne rzeczy w Sejmie mają miejsce właśnie po północy. Nie trzeba przypominać, jak ważnym zakładem była Stocznia Gdańska, jak ważna jest ta debata, ponieważ na sali obecnych jest sześciu posłów Solidarności...”). Stary spór: czy był to celowy zamach na kolebkę „S” ze strony mściwego premiera, czy – jak on sam podkreśla – decyzja wprawdzie błędna politycznie, lecz jedynie słuszna ekonomicznie, dla wielu pozostanie nierozstrzygnięty, ale przynajmniej przestanie już kolebać Trybunałem.
Sprawa M.F. Rakowskiego od początku traktowana była w kategoriach prestiżowych. Lewica zawzięcie broniła, prawica atakowała. 17 X 91 r. Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej przyjęła uchwałę o oskarżeniu. Po dwóch dniach w Sejmie kontraktowym zabrakło już kworum. Marszałek Sejmu I kadencji Wiesław Chrzanowski uznał, że akt oskrżenia istnieje, zaś przewodniczący Trybunału Adam Strzembosz – że nie. Sejm usiłował wybrać oskarżycieli, ale został rozwiązany. Gdy w II kadencji w lipcu 96 r. doszło do kolejnej próby wyboru, punkt ten został skreślony z porządku obrad. Te proceduralne klincze pokazują, jak ciężka walka toczyła się o osobę Rakowskiego. Premiera, który wprawdzie prowadził do Okrągłego Stołu i cywilizowanego dopuszczenia opozycji do władzy, lecz który wcześniej był politykiem stanu wojennego, a pierwszą i jedyną decyzję o likwidacji wielkiego zakładu pracy podjął w drugim tygodniu swego urzędowania.