Archiwum Polityki

Z drugiej ręki

Polska awansowała na szóstą pozycję w Europie w motoryzacyjnej klasyfikacji. Kupując w ubiegłym roku ponad 600 tys. aut wyprzedziliśmy Holandię. Ten gigantyczny popyt na nowe samochody to nie tylko dowód skuteczności działających w Polsce motoryzacyjnych koncernów, ale również świadectwo zapaści w handlu pojazdami używanymi. Prymitywny, rozdrobniony, niepewny, nie jest alternatywą dla samochodowych salonów, kuszących promocjami i kredytem. Bez sprawnego systemu handlu autami z drugiej ręki polski rynek motoryzacyjny nie może się jednak rozwijać.

Ile w ubiegłym roku sprzedano nowych samochodów, wiemy dokładnie: 640 183 sztuki. Ile aut używanych zmieniło w tym samym czasie właściciela – możemy tylko przypuszczać. Dopóki nie powstanie centralny rejestr pojazdów (a na to na razie się nie zanosi), zdani będziemy na przybliżone szacunki. Firma Dominet zajmująca się pośrednictwem kredytowym w handlu używanymi pojazdami ocenia, że w ubiegłym roku na wtórnym rynku dokonano ok. 800 tys. transakcji. To mało. W Europie Zachodniej na jeden sprzedany nowy samochód przypada dwa do trzech używanych. U nas prawie jeden do jednego.

W zjawisku tym nie ma nic dziwnego. Kupno nowego samochodu jest dziś dużo łatwiejsze niż używanego. Osoba decydująca się na auto z drugiej ręki musi wykazać się samozaparciem i wytrzymałością fizyczną. Skazana jest na odwiedzanie miniaturowych komisów, w których znajdzie od kilku do kilkunastu samochodów, przeglądanie dziesiątek stron gazetowych ogłoszeń „sprzedam auto”, wędrowanie po błotnistych giełdowych targowiskach. Poszukiwaniom towarzyszy wieczna niepewność, czy przypadkiem upatrzone auto nie pochodzi z kradzieży, nie zostało złożone z części lub nie ma za sobą poważnego wypadku.

Wciąż nie widać dużych, rzetelnych firm zainteresowanych handlem używanymi samochodami. Dlatego na rynku roi się od „partyzantów” – drobnych przedsiębiorców, dla których inwestycja w autokomis jest chwilowym epizodem. Wczoraj sprowadzali dżins z Turcji, dziś handlują autami, jutro znajdą inny atrakcyjny biznes.

Podchody w urzędzie

Partyzancką atmosferę potęguje też nieudolna administracja państwowa. Autokomisy muszą prywatnymi kanałami sprawdzać w wydziałach komunikacji autentyczność dokumentów sprzedawanych samochodów, bo oficjalnie tego dowiedzieć się nie mogą.

Polityka 5.2000 (2230) z dnia 29.01.2000; Gospodarka; s. 61
Reklama