Archiwum Polityki

Kłopot w rodzinie

12 stycznia Komisja Nadzoru Bankowego NBP zawiesiła działalność Banku Staropolskiego w Poznaniu i skierowała do sądu wniosek o ogłoszenie jego upadłości. Decyzję tę spowodowała dramatyczna kondycja finansowa banku. Według NBP, w końcu listopada ub.r. nadwyżka jego zobowiązań (959,3 mln zł) nad aktywami (431,8 mln zł) sięgnęła 527,6 mln zł. Nieoficjalnie wiadomo, że w końcu grudnia strata podskoczyła do ok. 600 mln zł, przy zaledwie 61 mln zł funduszy własnych banku. Wyprowadzone pieniądze prawdopodobnie znajdują się w Luksemburgu.

Mimo iż nie pierwszy to upadek w dziejach polskiej bankowości, wywołał on wyjątkowy odzew w mediach, a to ze względu na barwną historię banku, intrygujący mechanizm katastrofy, a także z uwagi na głównego bohatera dramatu, kontrowersyjnego poznańskiego biznesmena Piotra Bykowskiego.

Początki imperium

Kieruje on imperium finansowym złożonym z kilkunastu powiązanych ze sobą kapitałowo spółek, zatrudniających ponad 2 tys. osób. Korzenie tego specyficznego holdingu sięgają 1988 r., kiedy to Bykowski z grupą kolegów założył do dziś źle wspominany Drewbud. Spółka miała budować masowo tanie drewniane domy, finansowane bajecznie korzystnym kredytem, gwarantowanym w dodatku przez rząd Mieczysława Rakowskiego. Pomysł  chwycił. W ciągu kilku tygodni Drewbud sprzedał 15 tys. akcji, warunkujących pierwszeństwo przy nabywaniu domków, za 2 mln zł od sztuki (równowartość siedmiu ówczesnych przeciętnych pensji). Wkrótce potem ruszyła sprzedaż tzw. promes kredytowych i książeczek gruntowych, co przyniosło ok. 130 mln zł. Przedsięwzięcie pękło jak mydlana bańka, kiedy w styczniu 1990 r. nastąpiło urealnienie oprocentowania kredytów. Podskoczyło ono z 6 proc. do 115 proc., a tysiące klientów Drewbudu pozostało na lodzie.

Wielu sądziło wówczas, że katastrofa ta będzie końcem Bykowskiego. Okazała się początkiem. Zgromadzone przez Drewbud pieniądze pozwoliły spółce i kilkudziesięciu związanym z Bykowskim osobom, które otrzymały od Drewbudu sowite kredyty, na założenie Invest-Banku. Szybko stał się on liderem na rynku kredytów samochodowych. By zapewnić bankowi tę pozycję, poznański biznesmen „obudował” go siecią spółek i spółdzielni (z Polskim Towarzystwem Samochodowym – Konsorcjum Spółdzielcze w Bydgoszczy na czele), zajmujących się akwizycją oraz gromadzeniem od klientów udziałów.

Polityka 5.2000 (2230) z dnia 29.01.2000; Społeczeństwo; s. 76
Reklama