Wybory
W Rosji, czerwiec
Rosja już wybierała swój parlament (Dumę), ale to się prawie nie liczy, bo parlament w Moskwie ma w istocie charakter doradczy. Liczy się tylko prezydent i będzie nim, jak myślę, Władimir Putin. – Europejczyk, uprzejmy, elegancki, równocześnie twardy i bez sentymentów, dlatego jest groźnym politykiem – słyszę od osobistości rządowej w Warszawie. Komuniści zgłoszą swego kandydata, zapewne Ziuganowa albo Sielezniowa, ci nie wygrają, a już na pewno nie z Putinem. Czy wystartują centryści – były premier Jewgienij Primakow albo mer Moskwy Jurij Łużkow? – Łużkow chyba oprzytomniał. Moskwa to bardzo dobra pozycja, też trzeba się napocić, żeby to stanowisko obronić – mówi rosyjski komentator, który wskazuje na jeszcze jedno rosnące nazwisko: Konstantin Titow, gubernator Samary, typowany na premiera przy prezydencie Putinie.
Różnice powyborczych scenariuszy – to stopień autorytarności reżimu. Putin może najpierw spróbować kursu antyzachodniego, „mocarstwowego” – nie w gospodarce, lecz w sferze polityki i ideologii.
W USA, listopad
Demokraci zapłacą za romans Billa Clintona. Amerykański prezydent, wobec którego mamy dług sympatii za wciągnięcie nas do NATO, sam nie zdoła chyba przepchnąć swego naturalnego delfina, wiceprezydenta Ala Gore’a. W Stanach Zjednoczonych rośnie gwiazda George’a W. Busha, gubernatora Texasu. Jakie to zrodzi konsekwencje polityczne (także w nieco dalszej przyszłości, bo urzędowanie nowy prezydent zaczyna 20 stycznia 2001 r.)?
Po pierwsze, sama kampania prezydencka w USA zawsze spowalniała tempo życia politycznego na świecie, bo Ameryka jest wtedy zajęta głównie sobą i wiele decyzji odkłada się na po wyborach.