W marcu 1999 r. Ofer Nimrodi stanął pod ślubnym baldachimem, by pojąć za żonę młodą i przystojną Ravit. Było to bodaj wesele roku, bo rabin udzielił błogosławieństwa jednej z najbardziej wpływowych osób w kraju. Nimrodi, mężczyzna niski i niepozorny z wyglądu, trzymał w ręku klucze do kasy, a raczej – sezamu i do sławy. Nic dziwnego, że wśród zaproszonych gości znaleźli się ówczesny premier Beniamin „Bibi” Netanjahu oraz jego zażarty polityczny przeciwnik, obecny premier Ehud Barak. Ministrowie i posłowie stali w kolejce, aby uścisnąć rękę pana młodego, życzyć mu szczęścia i pomyślności. Ktoś szepnął, że to wstyd – czołowi politycy kraju nie powinni zaszczycać swoją obecnością człowieka, który dopiero co odsiedział kilka miesięcy za założenie nielegalnego podsłuchu rozmów telefonicznych i który pod presją rady prasowej musiał ustąpić ze stanowiska redaktora naczelnego swojej gazety. Ale co mówione było szeptem, nie zostało powiedziane głośno. Ofer Nimrodi wciąż jeszcze był wydawcą wysokonakładowego dziennika „Ma’ariv” oraz kilkunastu pism regionalnych. Zbyt wiele karier politycznych zależało od jego przychylności.
Gospodarz zdawał sobie sprawę, jak bardzo istotne są życzenia wpływowych gości. Nie na darmo (i nie za darmo!) ma się przyjaciół w komendzie policji. Ofer Nimrodi wiedział już, że każdy jego krok był śledzony, każde pociągnięcie szło pod lupę telawiwskich oficerów śledczych. Do pięciu z nich znalazł dojście. Trzech nosiło gwiazdki generałów policji. Późnym wieczorem wpadali na pogaduszki do luksusowej willi Ofera w Savionie pod Tel Awiwem. W otoczonej murem i ukrytej wśród zieleni posiadłości nietrudno było utrzymać dyskrecję. Tak w każdym razie sądzili Ofer Nimrodi i jego goście. Do dzisiaj nie ustalono dokładnie, kto co powiedział, ale wiadomo, że magnat prasowy był na bieżąco informowany o przebiegu tajnego śledztwa.