Archiwum Polityki

Na słuszną nutę

Nagrany przez kubańskich emerytów album „Buena Vista Social Club” rozszedł się w ponad trzech milionach egzemplarzy, a film Wima Wendersa pod tym samym tytułem jest wydarzeniem kultowym w USA i Europie. Skąd ta moda na rytmy z wyspy Fidela? Czy stąd, że muzyka po raz kolejny przetrwała politykę?

W filmie Wendersa 91-letni gitarzysta urzeka witalnością, podczas gdy sam massimo lider Fidel bezradnie zbliża się do kresu swej władzy, a jego Hawana przedstawia obraz opłakany: rozpadające się domy, brud, wraki samochodów, wyblakłe hasła propagandowe i podarte sztandary.

Rewolucja w ruinie, ale spod jej rupieci wydobywają się czyste dźwięki kubańskiej niezniszczalnej radości życia. Oto odpowiedź na leninowskie pytanie: kto kogo? Umiera król politycznej utopii, ale niech żyją kubańskie rytmy son i danzón. Ciekawe, że do mody na Kubę przyczynia się akurat reżyser znany dotychczas – jak ironicznie zauważa „Neue Zurcher Zeitung” – bardziej z teutońskiej zadumy nad sobą niż z karaibskiej radości życia. Wim Wenders pokazał mianowicie, że będąc reżyserem można z jedną ręczną kamerą i niewielką ekipą pojechać do kraju, w którym się nigdy nie było, dodać do materiału kręconego na żywo kilka ujęć z koncertów w Nowym Jorku i Amsterdamie, i zrobić z tego doskonały film dokumentalny.

Muzyka pod kontrolą

Magnetyczna siła filmu „Buena Vista Social Club” wynika z respektu dla kubańskiej muzyki i wrażliwości, z jaką Wenders i jego przyjaciel Ry Cooder, gitarzysta i producent, prezentują ten muzyczny klub oldboyów.

Najpierw jest odszukiwanie śladów znanego przed rewolucją lokalu, który oczywiście już nie istnieje, a potem tryumfalny koncert w nowojorskiej Carnegie Hall i wspaniały spacer starych muzyków po Nowym Jorku, niczym po obcej planecie znanej tylko z dziecięcych marzeń. Stojąc na dachu Empire State Building już nie mogą dojrzeć Statuy Wolności. Mimo że nie ma w nich najmniejszego zgorzknienia, widz widzi, że ci znakomici artyści padli ofiarą polityki ostatnich czterdziestu lat.

To napięcie między polityką i muzyką jest w filmie wciąż obecne, choć nie wprost.

Polityka 2.2000 (2227) z dnia 08.01.2000; Kultura; s. 44
Reklama