Młodych nic nie zniechęci. Nie załamują rąk nad brzydotą miasta, ciemnością, ziąbem, zatłoczonymi autobusami, śliskimi schodami, po których muszą wspinać się niepełnosprawni w drodze na Torwar, gdzie mieściło się centrum tegorocznego Europejskiego Spotkania Młodych – 22 z kolei. Pierwsze odbyło się w 1978 r. w Paryżu, ubiegłoroczne w Mediolanie. W Polsce ruch Taizé mógł się pojawić oficjalnie dopiero po upadku starego systemu. Symbolika miejsca – kraj, który wydał papieża i torował drogę Jesieni Narodów w 1989 r. – sprawiła, że bracia z ekumenicznej wspólnoty Taizé chętnie podjęli zaproszenie do Wrocławia, gdzie spotkania młodzieży odbyły się w latach 1989 i 1995 (POLITYKA 2/96). Na przełomie 1999 i 2000 r. młodzież Taizé znów przyjechała do Polski na wspólną modlitwę o pokój u progu wielkiego jubileuszu chrześcijaństwa.
Tę sympatyczną, młodą wieżę Babel tworzą przybysze z zachodu i wschodu Europy, z Afryki i Ameryki. Z plecaczkami, z warkoczami, kucykami, dreadlockami i w fryzurach jak najbardziej typowych. We wnętrzu wielkiego namiotu siedzą na podłodze w skupieniu. Gdyby nie jasnokolorowe ikony, płomienie świec, białe habity braci z Taizé i wspólny śpiew uroczystych kanonów, można by pomyśleć, że to jakiś zlot kultury alternatywnej – taki Woodstock, ale religijny, bez trawy i wolnej miłości. Różnojęzyczna młodzież czeka na najbardziej osobisty i bezinteresowny moment spotkania.
Na ciszę, która zapada na wiele minut i którą każdy wypełnia w sobie tylko znany sposób. Ta chwila medytacji, kontemplacji, wewnętrznego skupienia robi wielkie wrażenie. Nie ciąży, nie gęstnieje nieznośnie jak czasem na innych zgromadzeniach publicznych.
Papież Jan XXIII, odnowiciel Kościoła katolickiego, nazwał Taizé „małą wiosną”.