Mamy takie doskonałe samopoczucie. Wydaje się nam, że jesteśmy dobrze ułożeni, humanitarni i pełni zrozumienia dla odmienności innych ludzi. Z dumą powtarzamy hasło: sprawni inaczej i unikamy gapienia się na kaleki, a dzieciom na ich widok już nie zakrywamy oczu. Zachłystujemy się swoją tolerancją jak coca-colą, bo jest ona tak samo słodka i bezużyteczna jak ów napój i pochodzi z tego samego komercyjnego świata. Jest niczym innym jak mirażem i fetyszem współczesności.
Tolerancja, proszę państwa, tak naprawdę nie istnieje. Jest to tylko puste gadanie. Zdeformowany i jeżdżący na wózku inwalidzkim Nabil nie ma co do tego wątpliwości. Z Nabilem odbywamy wędrówkę po cywilizacji i nigdzie nie znajdujemy akceptacji dla ludzi okaleczonych. W obecnych czasach nie pokazuje się ich wprawdzie w cyrkach ani na jarmarkach jako dziwów natury, dziś za to siedzą zamknięci w domach. Mężczyźni i kobiety spędzają godziny na siłowniach lub w gabinetach kosmetycznych dla poprawienia swoich nie zdeformowanych przecież sylwetek i dodania sobie urody. Gdy na ulicach roi się od sprawnych mężczyzn i pięknych kobiet, dla kalek nie ma miejsca. Alison, malująca ustami, gdyż nie ma rąk i nóg, buntuje się przeciwko estetycznym kanonom normalności. Jak to jest – pyta – że ludziom podoba się pozbawiona rąk rzeźba Wenus z Milo, a na widok Alison, człowieka z krwi i kości, odwracają wzrok?
W tym filmie jest pięcioro bohaterów. Wszyscy straszliwie okaleczeni fizycznie i niezwykle sprawni intelektualnie. Z poziomu najwyżej 150 cm przyglądają się tym normalnie zbudowanym, wyjętym jak spod jednej sztancy. Nie mają o nich zbyt dobrego zdania, choć pełni są wyrozumiałości dla tych dużych i pełnych pychy ludzi, którzy w swoim dążeniu do doskonałości ciała gubią gdzieś najważniejsze wartości.