Wkroczyliśmy w rok wyborów prezydenckich w sytuacji, której jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie oczekiwał. Aleksander Kwaśniewski umacnia swoją pozycję i coraz wyraźniej, mimo braku oficjalnej deklaracji, prowadzi kampanię wyborczą, a partie rządzącej koalicji oraz wszystkie inne, z prawa i lewa, nie mają ani jednego poważnego kandydata; mają za to... warianty.
Toczącą się leniwie i bez wielkiego przekonania dyskusję o konieczności wyłonienia przez prawicę kandydata do prezydentury ożywił Lech Wałęsa. Na zjeździe Solidarności zaprezentował swój pomysł: skończyć z dogmatem jednego kandydata, potraktować pierwszą turę jako wewnętrzne prawicowe prawybory i solidarnie poprzeć tego, kto przejdzie do drugiej tury. Prawdą jest, że dla Wałęsy takie właśnie prawybory są być może jedyną drogą uzyskania szerszego politycznego poparcia i powrotu na pierwszą linię polityki.
Polityka
1.2000
(2226) z dnia 01.01.2000;
Kraj;
s. 44