Archiwum Polityki

Tango nienawiści

[dla każdego]

„Jestem już na emeryturze i zamierzałem właściwie odejść z teatru, ale Henryk poderwał się i zaproponował mi kolejną pracę...” – mówił Kazimierz Wiśniak „Gazecie Dolnośląskiej” przed premierą „Tragicznych gier”. Sądząc z kształtu owej premiery, dynamizmu i werwy mogą obydwu „emerytom” głęboko pozazdrościć rzesze młodszych kolegów. Kanwą dwudziestego czwartego programu pantomimy Henryka Tomaszewskiego (ze scenografią Wiśniaka) stały się dwie nieznane w Polsce sztuki Ferdinanda Brucknera. Tomaszewski ułożył z ich fabuł (ściślej: z pomysłów fabularnych) niezwykle wyrazisty portret lat trzydziestych kończącego się właśnie wieku – z charlestonem, krótkimi spódniczkami i pączkującymi właśnie bombastycznymi rewiami mód, z potęgującym się brutalizmem (wkraczającym także do tańca), z wiszącą w powietrzu społeczną rewoltą i z nasilającym się lękiem przed automatyzacją i uniformizacją mas. Z atmosferą iście Witkacowskiego nienasycenia, w której znakomicie mieszczą się opowiadane tu bez słów przypowieści: o kobiecie, zmieniającej się w manekin i drugiej, sparaliżowanej, której moc uzdrowiciela przywraca władzę w nogach, a moc nienawiści troskliwego i opiekuńczego męża wtłacza z powrotem w inwalidzki wózek. Trudno zapomnieć ów strumień nienawiści wypływający ze skręconego konwulsyjnie ciała Marka Oleksego w kierunku wijącej się przy ścianie Anny Nabiałkowskiej, podobnie jak trudno wyrzucić z pamięci „apaszowski” taniec Katarzyny Lewandowskiej i Aleksandra Sobiszewskiego, gdzie każdy ruch i gest zdaje się przesycony porażającym sado-masochistycznym zapamiętaniem.

Polityka 1.2000 (2226) z dnia 01.01.2000; Kultura; s. 58
Reklama