Rozmowa z malarzem Zdzisławem Beksińskim
W wywiadach malarze z reguły deklarują, że zdolności plastyczne zdradzali już w dzieciństwie. Pan także?
Także. W szkole uchodziłem nawet za wunderkinda. Rysowałem bez opamiętania, a moja dziecięca twórczość szła w dwóch kierunkach. Pierwszy, oficjalny, miał charakter martyrologiczny. Wzorowałem się na Grottgerze tworząc np. pełne dramatyzmu scenki z zakrwawionymi partyzantami z AK. Drugi nurt, nieoficjalny, tworzony na potrzeby własne i kolegów zastępował „Playboya”, który wówczas się nie ukazywał.
Polityka
1.2000
(2226) z dnia 01.01.2000;
Kultura;
s. 68