Archiwum Polityki

Zaludnij albo zgiń

W Darwin, w tropikach, gdzie Karol Darwin przemyśliwał dzieło o powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego – rzeczywiście powstaje nowa rasa – człowiek australijski, mieszanka typów ludzkich, potomków angielskich i irlandzkich katorżników, aborygenów, którzy są tu od 40 tys. lat, chińskich i malajskich poławiaczy pereł, Greków, Filipińczyków, Tamilów, przybyszów z Papui-Nowej Gwinei, Timoru i dwudziestu jeszcze innych nacji i religii. Tu najbardziej, ale i w całej Australii rodzi się jeśli nie nowy człowiek o rysach wziętych z całej planety to przynajmniej prawdziwe nowe społeczeństwo „postetniczne”, w którym lojalność wobec narodowości będzie tylko muzealnym przeżytkiem.

Wszyscy mi powtarzali, że Darwin nie ma stałych mieszkańców, ludzie po dwóch, trzech latach jadą do wielkich miast na południu. Ja spotykałem zasiedziałych. Julien, Francuz, mieszka już 30 lat, przywiózł żonę z Polinezji. Danuta, geolog z Gdańska, przez 10 lat wierciła dla aborygenów studnie artezyjskie na pustyni. Jej mąż, Kevin, sympatyczny Irlandczyk śpiewający z pamięci Verdiego i Pucciniego, mówi, że moją tezę o mieszankach doskonale ilustruje jego własna rodzina. Jedna siostra wyszła za lekarza, który jest pół-Birmańczykiem, pół-Anglikiem, druga za mężczyznę chińsko-indonezyjskiego, córka miała chłopaka aborygena. – Ale z punktu widzenia mojej irlandzkiej rodziny – śmieje się Kevin – największym skandalem było moje pierwsze małżeństwo: moja żona była wprawdzie Irlandką, ale protestantką.

Miasto jest stolicą Terytorium Północnego, jednego z sześciu krajów związkowych Australii. Na powierzchni prawie pięć razy większej niż Polska mieszka mniej ludzi niż w Częstochowie. Za to w samym Darwin (70 tys. mieszkańców) jest 8 szkół językowych: bengalska, chińska, tetum (język na Timorze), tamilska, hindu, tajska, grecka, hinduska i węgierska. To wszystko poza normalnym programem szkolnym, gdzie najczęściej wybierane języki obce to w kolejności: indonezyjski, chiński, japoński, grecki i niemiecki.

Australia jest fenomenem światowym. W czasie wojny, kiedy kraj liczył 7 mln mieszkańców na obszarze ponad 7 mln km kw., padło hasło – populate or perish, zaludnić (kraj) albo zginąć. Postanowiono, że świeża krew imigrantów z Europy, głównie z Anglii i Irlandii, wesprze rodzimy przyrost naturalny w proporcji 1:1, tyluż będzie imigrantów, ile nowych narodzeń. Jednak w okresie największego napływu, w latach 1948–1953, liczba imigrantów aż trzykrotnie przekraczała przyrost naturalny.

Polityka 1.2000 (2226) z dnia 01.01.2000; Społeczeństwo; s. 78
Reklama