Archiwum Polityki

„W carskiej krainie”

Adam Krzemiński w swoim artykule (POLITYKA 49/99) m.in. pisze: „W czasach Gorbaczowa Białoruś spała. Gdy w 1991 r. ZSRR się rozpadł, niepodległość zaskoczyła Białorusinów. Ani specjalnie o nią nie zabiegali, ani się jej nie sprzeciwiali”.

Otóż z Białorusią jestem „na ty” od urodzenia i nie mogę nie zabrać głosu na ten temat.

Po rozpadzie ZSRR zdecydowana większość bardzo zniewolonych i zastraszonych prostych ludzi – mieszkańców Białorusi, z wielką nadzieją oczekiwała w samotności zmiany na lepsze. Polska była dla nich świętym przykładem i wielką nadzieją.

Mieszkańcy Białorusi dobrze wiedzą, co to jest terror, głód i mróz. Białoruś nie posiada własnej ropy i węgla i to głównie zadecydowało o dalszych losach demokracji. Prości ludzie dobrze wiedzieli, że bez ropy nie zaorzą pól, nie posieją, nie zbiorą plonów i będą skazani na głodową śmierć. A bez węgla zima przyniesie dla nich tragedię. Garstka ocalałych, samotnych patriotów nic nie mogła zdziałać. Niestety ani z Zachodu ropa, ani z Polski węgiel nie nadchodziły. Nikt z tzw. polityków zdecydowanie i życzliwie nie podał ręki rodzącej się demokracji. Dzięki zachodnim Ukraińcom i pomocy, głównie od swoich braci z Ameryki Północnej zwyciężyła w referendum na niezależność. A na Białorusi nomenklatura, chwilowo w szoku, zagubiona, w rozsypce, szybko skonsolidowała się, a w działanie poszły wyrobione, sprawdzone metody. Demokracja, a z nią niepodległość mająca stuprocentową szansę przegrała, a my też z nią przegraliśmy. Tzw. pomoc ze Wschodu w głośnej propagandzie była dostarczana systematycznie, m.in. ropą i węglem.

Polityka 1.2000 (2226) z dnia 01.01.2000; Listy; s. 90
Reklama