Archiwum Polityki

Ruchome teki

Przebudowa rządu jest stałym postulatem partii koalicyjnych, zwłaszcza tworzących AWS, właściwie od chwili powołania obecnego rządu. Niby zabrakło generalnej rekonstrukcji, ale dokonywane w biegu roszady sprawiły, że wymieniła się już połowa składu gabinetu. W ostatnich dniach do dymisji podali się dwaj sekretarze stanu: Kazimierz Marcinkiewicz, szef doradców premiera, i Wojciech Arkuszewski, odpowiedzialny za kontakty z parlamentem.

Mimo bieżących zmian personalnych oczekiwanie na rekonstrukcję trwa i jest ciągle postulatem niespełnionym. Przypomnijmy choćby słynny plan Mariana Krzaklewskiego, zakładający, że w lutym 2000 r. uporządkuje się stosunki w klubie AWS (punkt niezrealizowany), w marcu odbędzie się dyskusja o rządzie (marzec się kończy, dyskusji nawet nie zaczęto, choć zmiany były). Przebudowa gabinetu była przede wszystkim postulatem politycznym, a nawet socjotechnicznym, powodowanym malejącym poparciem dla rządu. Żaden z gabinetów po 1989 r. nie miał tak niskiego zaufania społecznego. Żaden z gabinetów nie miał też opinii tak bardzo niesprawnego, prowokującego wręcz pytania: kto tak naprawdę rządzi państwem, gdzie jest ośrodek podejmowania decyzji politycznych?

Tak miało być

Takim ośrodkiem powinna być oczywiście, zgodnie w konstytucją i ustawami, Rada Ministrów, ale nie jest. I nie chodzi tu tylko o tę dwuwładzę: przewodniczący Solidarności – premier, czy o brak czytelnego mechanizmu wymuszającego wewnątrzkoalicyjne uzgodnienia. Chodzi także o ów grzech pierworodny towarzyszący narodzinom rządu Jerzego Buzka, z którym do dziś się nie uporano, polegający z jednej strony na tym, że polityczność rządu zamieniono w zwyczajne partyjniactwo, z drugiej zaś na tym, że nie potrafiono skorzystać z tych narzędzi, jakie dała wprowadzona od 1 stycznia 1997 r. reforma centrum administracyjnego państwa. Zmieniła ona pozycję premiera, jego kancelarii, a także role przypisane ministrom.

Gdy prześledzić dzieje tego gabinetu i dokonywane w nim zmiany, to widać wyraźnie, że w euforii wyborczego zwycięstwa zrobiono wszystko, by idei reformy centrum zaprzeczyć, potem zaś zataczano szerokie koło, by do niej częściowo wrócić, często niestety w formie karykaturalnej czy wręcz kompromitującej.

Polityka 14.2000 (2239) z dnia 01.04.2000; Kraj; s. 20
Reklama