Archiwum Polityki

Podglądacze

Nieparzyści, TVP1

Obrzydliwa i moralnie podejrzana moda na publiczne podglądactwo kwitnie. Kolejny krok w tej szpetnej dziedzinie (po holenderskim „Big Brothers”, chilijskim szklanym domku i filmie „Takiego pięknego syna urodziłam”) to film Ewy Straburzyńskiej „Nieparzyści”. W serialu nazywanym myląco dokumentalną telenowelą pokazywani są klienci kilku prowincjonalnych biur matrymonialnych. Na oczach w części zachwyconej, a w części zbulwersowanej publiczności ludzie ci prezentują najbardziej intymne wynurzenia dotyczące głównie sfery życia seksualnego. Ponadosiemdziesięcioletnia staruszka o ewidentnie ekshibicjonistycznych skłonnościach, zgrabnie kierowana pytaniami, przechwala się, w jaki sposób doprowadza panów do stanu erekcji. Nie oszczędzono widzom tak intymnej sprawy jak umieranie. I tylko przypadek sprawił, że wiekowa uwodzicielka została odratowana.

Samotna matka czworga dzieci marząca o stałym opiekuńczym partnerze dręczy się na naszych oczach niepewnością co do uczuć kolejnego amanta. Ten zaś zwierza się kolegom i telewidzom, że kobieta owa nie odpowiada jego marzeniom o miłości. Oglądamy jeszcze wizytę mężczyzny z kompleksem matki u hipnotyzerki, nieudane randki starzejącej się ekspedientki i wiele podobnych scen wprawiających średnio subtelnego widza w potężne zażenowanie.

Film Straburzyńskiej na dodatek nie jest – jak mi się wydaje – dokumentem. Jego bohaterowie bowiem odgrywają swoje scenki i wypowiadają drewnianym głosem podrzucane kwestie. Jest to więc piętrowa konstrukcja: podglądanie zainscenizowanego życia intymnego. Serial ten (obejrzałem jego cztery odcinki) jest przepełniony trywialnymi, a często i głupimi rozmowami.

Polityka 14.2000 (2239) z dnia 01.04.2000; Tele Wizje; s. 95
Reklama