Nie istnieje nic bardziej frapującego od skandalu. Serial „Miasteczko” tak się właśnie rozpoczyna. Trwają przygotowania do ślubu (tu zapewnione zainteresowanie widowni kobiecej, zarówno starszej, ze względu na wspomnienia, jak i młodszej, z uwagi na perspektywę). Do ślubu jednak nie dochodzi (w tym momencie włączyć się może męska część publiczności), bo poprzednia wybranka pana młodego okazuje się być w zaawansowanej ciąży i zawiadamia go o tym tuż przed godziną zero. W tej sytuacji ambitna obecna narzeczona już w sukni ślubnej zrywa z przyszłym mężem. I boso, rozumiem, że ma to symbolizować upokorzenie, wraca do domu. W ten sposób mogłaby się zacząć każda brazylijska telenowela.
Jednak „Miasteczko” to serial z zacięciem społecznym, który odzwierciedlać ma w kolejnych ujęciach i postaciach naszą krajową rzeczywistość oraz przekształcenia systemowe. Występują w nim: żądna władzy pani burmistrz (w tej roli jak zwykle świetna i przekonywająca Ewa Wiśniewska), młody biznesmen bez zasad, nauczyciel (walczący o szkołę), ksiądz (walczący o dusze), pracownica działu mody, czyli zestaw standardowy.
Młodzi ludzie z Zagórzyna marzą o tym, żeby się wyrwać z tytułowego miasteczka do Warszawy, choć stolica jawi się nam z ekranu jako siedlisko wszelkiego zła. Biznesmen ma oczywiście romans w Warszawie, to z Warszawy przyjeżdża bezwzględna prezenterka telewizyjna, sprawczyni skandalu ze ślubem, w Warszawie robi się różne podejrzane interesy. Do Warszawy jedzie też niedoszła panna młoda, aby udowodnić swojej niedoszłej teściowej (burmistrzowej), że potrafi zrobić karierę w metropolii.
Tak więc mamy na telewizyjnych ekranach kolejny polski serial do oglądania, z dobrą obsadą aktorską (poza wspomnianą Ewą Wiśniewską – m.