Umberto Folena z redakcji włoskiej katolickiej gazety „Avvenire” zaprotestował publicznie przeciwko rosnącej fali żartów z Benedykta XVI. Jego „dość!” wywołało we Włoszech dyskusję o granicach satyry na temat papiestwa i Kościoła. Antypapieski humor, nieraz zjadliwy, ma w Italii długą historię, ale opinię publiczną coraz bardziej dzielą najnowsze żarty w mediach o Benedykcie i jego najbliższym otoczeniu. Papież wychodzi w nich na starego, złośliwego i egocentrycznego zrzędę („czemu ciągle muszę chodzić tylko na biało?”), rozkazującego strzelać do gołębi na placu św. Piotra, „bo przeszkadzają ludziom pracować”, lub zamartwiającego się, czy ma w tekście dostatecznie dużo dobrych zdań do cytowania przez media albo czy wypadnie lepiej niż Jan Paweł II. Pod obstrzał mediów dostał się też osobisty sekretarz Benedykta prałat Georg Ganswein: w jednym z radiowych talk-shows parodiowano go, jak przeżywa katusze, bo chce być akrobatą, a zarazem boi się zrujnować sobie fryzurę. Prałat nie był zachwycony, choć żarty w mediach przydają mu popularności (i tak jest uważany za największego przystojniaka w Watykanie). W dyskusji zwolennicy Foleny wskazywali, że granica dobrego smaku została przekroczona, bo żarty w istocie podkopują autorytet papieża, a na dodatek ich autorzy zwykle nie odważyliby się tak żartować z islamu, czyli idą na komercyjną łatwiznę. Apel Foleny nie wywołał odruchu solidarności w włoskim świecie dziennikarskim.