Z okazji 15 rocznicy jego śmierci nastąpił w Rzeczpospolitej ciąg dalszy zawłaszczania pamięci po Stefanie Kisielewskim. Tygodnik „Wprost”, do którego pisał na samym końcu życia, co jest epizodyczne w porównaniu z ponadczterdziestoletnią współpracą z „Tygodnikiem Powszechnym”, rozdaje od dawna coroczne nagrody imienia Kisiela, których laureaci, czego nie zmieni listek figowy w postaci Jerzyka Kisielewskiego, często z przesłaniem patrona nie mają nic wspólnego. Korwin-Mikke proklamował wręcz Kisiela współzałożycielem swojej partii. Nic to, teraz już doprawdy żuk i żaba zaczyna się na Kisiela powoływać, a większość kuje jego obraz na własne mizerne podobieństwo. Fakty? Czy fakty mają jeszcze w naszym kraju jakiekolwiek znaczenie?
Pisze w „Najwyższym czasie” Rafał Puzio: „Poseł Kisielewski za słowa wypowiedziane z sejmowej trybuny oberwał od siepaczy systemu. »Kiedy skończy się ta dyktatura ciemniaków nad polską kulturą« – zagrzmiał kiedyś, przypominając, że nie wydaje się wielu książek historycznych. Władysław Gomułka wziął to do siebie. Rozpoczęła się nagonka w prasie, aż wreszcie patrol ZOMO pod osłoną nocy pobił posła Kisielewskiego”. W czterech zdaniach mamy tutaj pięć błędów rzeczowych. 1. Słowa „Panuje dyktatura ciemniaków” (a nie: Kiedy skończy się...). 2. Wypowiedział je Stefan Kisielewski nie z trybuny sejmowej, ale na Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniu Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich 29 lutego 1968. 3. W wystąpieniu tym chodziło przede wszystkim o cenzurę, a w szczególności zakaz publikowania dzieł Miłosza, Nowaczyńskiego, Gombrowicza oraz zafałszowywanie historii, a nie o jakoweś „książki historyczne”.