Nie ulega kwestii, że liczba osób, które z racji swych wysokich (lecz nieujawnionych) dochodów powinny znaleźć się w trzecim, najwyższym przedziale podatkowym, jest znacznie większa, niż wynikałoby ze statystyk Ministerstwa Finansów. Ich zasłużony awans do grona „bogaczy” uszczupli tym samym znacząco szeregi „średniaków” i „nędzarzy”. Część tych ostatnich powinna w zgodzie z prawdą znaleźć się przynajmniej w grupie podatkowych „średniaków”.
Cud nad Wisłą
Ekonomiści zastanawiają się, jak w świetle statystycznego ubóstwa polskiego podatnika wyjaśnić ogromny popyt na drogie działki, domy i mieszkania. Jeśli zaledwie 270 tys. osób miało w 1999 r. roczny dochód brutto powyżej 59 248 zł (czyli powyżej 5 tys. zł brutto miesięcznie), to kto kupił 638 tys. nowych samochodów? Raport MF zawiera w tym względzie, oględnie mówiąc, szokujące informacje. W minionym roku podatnicy o najniższych dochodach wykorzystali tzw. dużą ulgę budowlaną (na budowę lub kupno domu bądź mieszkania) w wysokości prawie 2 mld zł, czyli niemal dwukrotnie więcej niż najzamożniej-si z trzeciego przedziału (1,1 mld zł). Nawet jeśli ci ostatni już wcześniej zaspokoili swoje wyrafinowane potrzeby mieszkaniowe, pozostaje pytanie, jakim cudem oficjalnie najuboższych podatników stać było na takie inwestycje. Jest tylko jedna odpowiedź. Polska piramida dochodowa ma znacznie węższą podstawę i solidniejszy, bo szerszy, czubek niż głoszą statystyki.
Wbrew obiegowym opiniom, wszystko wskazuje na to, że wśród krezusów, którzy dają się oskubać przez fiskusa na 40 proc., znajdują się głównie nie „kapitaliści”, ale najlepiej opłacani pracownicy najemni. Pracodawcy skrupulatnie dokumentują bowiem płace, co uniemożliwia zatajenie dochodów.