Jeden po drugim odchodzą wielcy i wybitni: ostatnio Jerzy Giedroyc, niedawno Józef Tischner, Gustaw Herling-Grudziński, Jan Karski, przed nimi Jerzy Turowicz i Zbigniew Herbert, a także Jerzy Waldorff i Andrzej Szczypiorski. Narasta w nas poczucie ogromnej straty. A przecież, gdy wybuchła wolność, niektórzy uznali, że rola wielkich autorytetów się skończyła.
Lista obecności skraca się, a nie wydłuża. Strach pomyśleć, kto następny i jak wielka będzie kolejna wyrwa w narodowej kulturze. Wielkim starszej generacji oddano należny hołd. Po upadku cenzury i otwarciu granic kto chce, może bez trudu zgłębiać biografie hartowane w tyglu wojny, okupacji, zniewolenia i czerpać z nich wzory, jeśli potrafi.
Jan Nowak-Jeziorański i Zbigniew Brzeziński weszli w krajowy obieg, jakby nie było żelaznej kurtyny odgradzającej ich przez dekady od narodu.
Polityka
40.2000
(2265) z dnia 30.09.2000;
Kultura;
s. 46