Opowiemy dzisiaj o polskiej mafii na przykładzie najpotężniejszej tego typu rodzimej organizacji – gangu pod nazwą Pruszków.
Można spierać się o nazewnictwo – czy to już mafia, czy zaledwie przestępczość zorganizowana. Można dyskutować na temat statystyki – ilu tak naprawdę członków liczą przestępcze struktury. Ale jedno jest pewne: gangsterskie grupy wysoce zorganizowane zagrażają porządkowi prawnemu. Z raportu MSWiA wiadomo, że naliczono mniej więcej 400 takich grup. Wiemy, że z Pruszkowem w szczytowym okresie (lata 1994/95) współpracowało około tysiąca gotowych na wszystko tzw. żołnierzy. Armie innych gangów też były liczne. W sumie szacuje się, że przez grupy przestępcze przewinęło się przynajmniej 50 tys., a niektórzy eksperci twierdzą, że nawet 100 tys. osób, a więc prawie dwukrotnie więcej niż wynosi pojemność wszystkich polskich więzień. Stały trzon polskich gangów ma 5 tys. przestępców.
Mafie zmonopolizowały przemyt spirytusu, papierosów i narkotyków, prowadzą nielegalne rozlewnie alkoholu i wytwórnie amfetaminy. Wzorem gangsterów amerykańskich z lat 30. wymuszają haracze od kupców, restauratorów, właścicieli agencji towarzyskich, a nawet znanych biznesmenów. Napadają na TIR-y, kradną samochody osobowe, obrabowują konwoje z gotówką. Prowadzą rozległe interesy. Nie płacą jednak podatków, a mimo to nigdy mafijnych bossów nie spotkała żadna dolegliwość ze strony kontroli skarbowej.
Nie pytano ich, jakie jest źródło pochodzenia pieniędzy, za które wybudowali luksusowe wille i nabyli eleganckie samochody. Pershing, ojciec chrzestny grupy pruszkowskiej, indagowany przez dziennikarza, skąd ma tyle pieniędzy, odrzekł, że to efekt szczęśliwej ręki do hazardu.