Archiwum Polityki

Gangrena

Pojawiła się równo 10 lat temu, obchodzi właśnie urodziny. Przez kilka pierwszych lat była bezimienna – politycy upierali się, że w Polsce żadnej mafii nie ma. Chrztu dokonali dopiero dziennikarze. Z właściwą tej profesji skłonnością do przesady ogłosili wszem i wobec, że oto narodziła się nad Wisłą rodzima odmiana cosa nostry, camorry i triady. Brutalna, chciwa i groźna. To dziennikarze wprowadzili do społecznego obiegu nazwy: Pruszków, Wołomin, Otwock. Przez 10 lat polscy mafiosi wykonywali swój fach w poczuciu bezkarności. Rabowali, przemycali, mordowali – a wszystko w świetle jupiterów i bez skrępowania. Nawet jak trafiali za kraty, to na krótko. Ostatnie akcje policji, aresztowania bossów Pruszkowa, procesy Dziada, Oczki, Krakowiaka i wielu innych pozwalają sądzić, że czas bezkarności już się skończył. Dlaczego jednak tak długo to trwało? Dlaczego pozwolono, aby przez całą dekadę polskie mafie rosły w siłę, bogaciły się i obracały brudnymi pieniędzmi?

Opowiemy dzisiaj o polskiej mafii na przykładzie najpotężniejszej tego typu rodzimej organizacji – gangu pod nazwą Pruszków.

Można spierać się o nazewnictwo – czy to już mafia, czy zaledwie przestępczość zorganizowana. Można dyskutować na temat statystyki – ilu tak naprawdę członków liczą przestępcze struktury. Ale jedno jest pewne: gangsterskie grupy wysoce zorganizowane zagrażają porządkowi prawnemu. Z raportu MSWiA wiadomo, że naliczono mniej więcej 400 takich grup. Wiemy, że z Pruszkowem w szczytowym okresie (lata 1994/95) współpracowało około tysiąca gotowych na wszystko tzw. żołnierzy. Armie innych gangów też były liczne. W sumie szacuje się, że przez grupy przestępcze przewinęło się przynajmniej 50 tys., a niektórzy eksperci twierdzą, że nawet 100 tys. osób, a więc prawie dwukrotnie więcej niż wynosi pojemność wszystkich polskich więzień. Stały trzon polskich gangów ma 5 tys. przestępców.

Mafie zmonopolizowały przemyt spirytusu, papierosów i narkotyków, prowadzą nielegalne rozlewnie alkoholu i wytwórnie amfetaminy. Wzorem gangsterów amerykańskich z lat 30. wymuszają haracze od kupców, restauratorów, właścicieli agencji towarzyskich, a nawet znanych biznesmenów. Napadają na TIR-y, kradną samochody osobowe, obrabowują konwoje z gotówką. Prowadzą rozległe interesy. Nie płacą jednak podatków, a mimo to nigdy mafijnych bossów nie spotkała żadna dolegliwość ze strony kontroli skarbowej.

Nie pytano ich, jakie jest źródło pochodzenia pieniędzy, za które wybudowali luksusowe wille i nabyli eleganckie samochody. Pershing, ojciec chrzestny grupy pruszkowskiej, indagowany przez dziennikarza, skąd ma tyle pieniędzy, odrzekł, że to efekt szczęśliwej ręki do hazardu.

Polityka 39.2000 (2264) z dnia 23.09.2000; Raport; s. 3
Reklama