Archiwum Polityki

Dmuchanie w balon

Ożywienie zapanowało na warszawskim parkiecie – szkoda, że pustawym.

Choć trudno w to uwierzyć, hossa na warszawskiej giełdzie trwa. Wiosną, stosownie do pory roku, była zmienna i nieśmiała. Latem, nie bacząc na wakacyjny czas, nabrała przyśpieszenia i siły. Od kilku tygodni dzienne obroty osiągają wielkości niewidziane od dawna (bywa ponad 0,5 mld zł), główny indeks WIG urósł do najwyższego od trzech lat poziomu, w tabelach notowań padają, używając terminologii wojskowej, kolejne linie oporu, a optymizm nie gaśnie. Skąd ta nagła fala pieniędzy i dobrego nastroju na parkiecie w Warszawie, tak mocno kontrastująca z wydarzeniami na świecie?

Minister finansów mógłby powiedzieć, że rynek papierów wartościowych zaczął po prostu odzwierciedlać coraz lepszy stan polskiej gospodarki. Na razie jednak ani gospodarcza koniunktura taka dobra, ani związek parkietu z gospodarką taki oczywisty. Giełda zwyżkuje przede wszystkim dlatego, że spadły w Polsce stopy procentowe, a lokaty bankowe, podobnie jak obligacje i bezpieczne fundusze inwestycyjne, nie przynoszą już większych zysków. W połączeniu z 20-procentowym podatkiem Belki sprawia to, że nadwyżki pieniędzy lepiej już wydać na konsumpcję, poszukać jakiejś nieruchomości lub zwrócić się w stronę bardziej ryzykownych, ale też czasem dających więcej zarobić, form inwestowania.

Od kilku miesięcy widać, że część lepiej sytuowanych obywateli sądzi podobnie. W kraju rośnie sprzedaż samochodów i popyt konsumpcyjny, ceny mieszkań przestały spadać, a giełda ożyła. Tym razem jednak pieniądze wlewają się na parkiet nie poprzez indywidualne konta inwestorów, ale głównie przez mieszane i akcyjne fundusze inwestycyjne. Po przykrej lekcji sprzed 8–9 lat, kiedy to pierwsza wielka hossa w Warszawie zakończyła się równie wielkim krachem, ludzie wolą swoje oszczędności powierzać wyspecjalizowanym firmom, które za prowizję mają pomnażać kapitał.

Polityka 34.2003 (2415) z dnia 23.08.2003; Komentarze; s. 15
Reklama