Archiwum Polityki

James Dean jazzu

[dla koneserów]

Chet Baker zasłynął na scenie jazzowej lat 50. i 60. Bywał nazywany Jamesem Deanem jazzu, trąbki i swingującej wokalistyki, białym Hendrixem i Davisem. Jego śmierć 13 maja 1988 r. (wypadł z okna amsterdamskiego hotelu sam, czy też ktoś mu pomógł, kto to wie?) zaszokowała niewielu. Byli tacy, którzy byli przekonani, że Baker już od dawna nie żyje. Jego ostatni publiczny występ zarejestrowała niemiecka telewizja na kilka dni przed śmiercią: pokazując przerażająco smutnego, słabego, złamanego człowieka, nie potrafiącego przez cały koncert ustać z trąbką w ręku. Baker był człowiekiem żyjącym „na krawędzi”, jego nazwisko zostało zapisane w policyjnych kartotekach i więziennych rejestrach. Poznał smak narkotyków (niebawem poznał i cienie). Została muzyka piękna, a w swej prostocie genialna. O czym przekonuje płyta, która zawiera cykl legendarnych paryskich sesji nagraniowych dla wytwórni płytowej Berclay. U Bakera nie ma miejsca na wydumane aranżacje, kaskady dźwięków, popisy wirtuozerii. Dostajemy za to prostotę, niedefiniowalną jazzową „czystą formę”. PIW

[dla każdego]
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]
Polityka 36.2000 (2261) z dnia 02.09.2000; Kultura; s. 42
Reklama