Opowiadano mi, jak to pewien bachor przyszedł na świat i zaraz wrzasnął:
– Jestem mokry, goły i głodny. Cholera, ładnie się zaczyna!
Nie znam się na dzieciach. Ręczę jednak, że gdyby w pobliżu znajdowała się kamera telewizyjna – noworodek śmiałby się rozkosznie od ucha do ucha i machał pulchną łapką pozdrawiając mamusię, tatusia, ciotunię i domowych. Takie dziś obyczaje, takie czasy. Kibole przychodzą na stadion nie po to, by oglądać kopanie piłki, ale wzajemną kopaninę.
Polityka
36.2000
(2261) z dnia 02.09.2000;
Groński;
s. 93