Ta kwitnąca enklawa hoteli, handlu, biznesu, turystyki (wszystko to w czasie przeszłym) nazywa się Warosza – po grecku. Po turecku: Maraş. Tak jak Kyrenia, inny nadmorski klejnot na północnym wybrzeżu, nazywa się teraz Girne. Podwójne nazwy są częścią ćwierćwiecza cypryjskiej dwoistości. Lustrzane muzea pokazują lustrzane barbarzyństwa drugiej strony, istnieją dwie lustrzane wersje historii konfliktu, lustrzane strony internetowe toczą między sobą wojnę propagandową w języku z lat dawno minionych, który Europa już zapomniała. Częścią tego języka jest cudzysłów i wszechobecne słowo: rzekomy. Rzekoma reprezentacja w piłce nożnej rzekomej Republiki Cypru – pisze strona turecka. Strona grecka zaś nieodmiennie bierze stronę turecką w cudzysłów: „TRPC”, „prezydenta”, „parlament”. Bo też TRPC, Turecka Republika Północnego Cypru, uznawana jest tylko przez Ankarę. Nawet najbliżsi sojusznicy Turcji i bracia w islamie nie zdobyli się przez lata na oficjalne poparcie tego tureckiego podboju. Tak jak równie niezmienne są rezolucje ONZ nie uznające podziału wyspy.
Po stronie tureckiej nie wyląduje żaden zagraniczny samolot (chyba że turecki), nie dojdzie tu także list z zagranicy – stosuje się zastępczo turecki kod pocztowy Mersin 10. Z powodu międzynarodowego embarga cały handel odbywa się poprzez Turcję, a nawet rosyjski MSZ niedawno upomniał swoje biura turystyczne, że istnieje ścisły zakaz działalności po tureckiej stronie wyspy.
Nie ma już muru w Berlinie, Koreańczycy z obu stron drutu kolczastego ściskają sobie dłonie, Irlandia Północna jest już bliżej pokoju, pewnie także Bliski Wschód. Dlatego tak szokuje dzisiaj Cypr, tkwiący w stanie zamrożenia od 1974 r. Tu worki z piaskiem leżą jak leżały, domy podzielone na pół popadły w ruinę, na linii rozjemczej wyrosły okazałe drzewa.