Angielskie słowa „medialne” to część gwary zawodowej – ale media no we słowa tak szybko upowszechniają i tak często zajmują się same sobą, że te słowa zaczynają funkcjonować też w języku słuchaczy i widzów. Telewizyjne działania, sytuacje, gatunki są częścią naszej codzienności, a niektóre pojęcia, odnoszące się do życia pozatelewizyjnego, wydają się związane z mediami nawet autorom ankiety (bo dlaczegóż właściwie dead line mamy w tej właśnie grupie?).
Czytelnicy „Polityki” czasami dawali upust niechęci do niektórych zjawisk. Zwłaszcza okraszone śmiechem seriale są źle widziane. Pojawiają się propozycje z chałą w środku (śmiechała, śmichała), śmiechogłup, ogłupiacz, a ktoś nawet dopisał „nie cierpię!” Z mniej nieżyczliwych podobała mi się śmiechawa, choć dość abstrakcyjny śmiesznik, a także zabawne chichracz i śmiechotka też zasługują na uwagę. Także nieco pogardliwie traktowany talk-show to dla niektórych tokowisko, ględzioła, poziomowiec, głupgadka, bzdurnik. Inni życzliwsi proponowali rozmownik, gadułkę (chyba to najtrafniejsza propozycja) lub szukali dawnych słów (biesiada). Ciekawe, że w dwóch przypadkach panowała zdumiewająca zgoda: aż dziesięciu czytelników zaproponowało określenie szperacz na dotychczasowego researchera i, zważywszy, że np. wojenne znaczenie tego słowa jest dziś odległe, to może się przyjąć. Obok niego pojawili się dwaj węchowcy: węszyciel i niuchacz. Wolę szperacza.
Również sporo osób (siedem) proponowało stójkę na określenie komentarza „na stojąco” (stand up).