LoJack twierdzi, że posiada najskuteczniejszy na świecie system lokalizacji i odzyskiwania kradzionych aut. W lipcu 1998 r. firma zaproponowała Komendzie Głównej Policji wspólne uruchomienie ogólnokrajowego systemu. W pewnym uproszczeniu miał działać tak: LoJack wyposaża za darmo policyjne radiowozy w komputery, które reagują na sygnały wysyłane przez urządzenia ukryte w autach klientów firmy. Kiedy klientowi ginie samochód, dzwoni do firmy, ta aktywuje sygnał alarmowy i powiadamia policję, która dzięki komputerom zamontowanym w radiowozach namierza skradzione auto, a wraz z nim złodziei i ich dziuple, gdzie ukrywają i przerabiają skradzione pojazdy.
Komendant główny policji Jan Michna ocenił wówczas propozycję LoJacka pozytywnie. Miał jednak kilka zastrzeżeń: porozumienie z LoJackiem nie powinno rodzić dla policji ani skutków prawnych, ani finansowych i należy je poprzedzić przetargiem. Decyzje w sprawie zawierania umów z LoJackiem pozostawił komendantom wojewódzkim.
Wejście tylnymi drzwiami
Jako pierwszy umowę podpisał komendant policji mazowieckiej, już w marcu 1999 r. Do końca ubiegłego roku LoJack podpisał umowy w 14 województwach, na własny koszt montując w radiowozach ok. 500 komputerów śledzących. Przetargi nie odbyły się. Zadecydowała o tym ekspertyza, którą LoJack zamówił u prezesa Urzędu Zamówień Publicznych. Wynikało z niej, że takie umowy (bezgotówkowe) nie podlegają ustawie o zamówieniach publicznych.
Pod koniec ubiegłego roku KGP współpraca przestała interesować. – Zorientowaliśmy się, że firma LoJack wchodzi na rynek tylnymi drzwiami, a część komendantów wojewódzkich zawarła umowy dla policji niekorzystne – tłumaczy wysoki oficer KGP. 11 komend wojewódzkich podpisało sprytnie wplecione w umowę przyrzeczenie podjęcia przez policję współpracy z firmą LoJack na okres od 5 do 10 lat.