Archiwum Polityki

Ameryka, Ameryka

W przyszłym tygodniu Amerykanie wybierają nowego prezydenta na kolejne cztery lata. Można powiedzieć, że wybierają też prezydenta Ziemi, gdyż jest jasne, iż Ameryka długo jeszcze zachowa dominującą pozycję jako jedyne prawdziwe supermocarstwo, nawet bezwiednie narzucające światu swoje standardy polityczne, gospodarcze, techniczne, cywilzacyjne, kulturalne. Dlatego nie przestanie budzić wielkich emocji – szczerego podziwu dla jej osiągnięć, często zazdrości i skrytej niechęci wobec silniejszego, czasem nawet jawnej wrogości i niesmaku dla słonia w składzie porcelany. Jak to się dzieje, że kraj ani nie największy, ani nie najludniejszy, w wielkiej części pustynny, o krótkiej tradycji, złożony ze zwykłych ludzi, często otyłych i krytykowanych w Europie za brak polotu – wciąż jest liderem świata?

Ameryka jest wszechobecna – nie tylko z powodu superpotęgi wojskowej – ale przez swoje rozpoznawalne łatwo towary, walutę, wynalazki i badania naukowe, pęd ku nowościom, pomysły organizacyjne i oczywiście kulturę masową, którą zalewa nasz glob. Wygląda na to, że Amerykanie poznali pewną receptę na sukces – z jakichś powodów trudną do skopiowania.

„Mamy szczęście, że żyjemy w tym momencie historii (aplauz). Nigdy wcześniej nasz naród nie cieszył się jednocześnie takim dobrobytem i postępem społecznym przy niewielkich kryzysach wewnętrznych. Zaczynamy nowe stulecie z ponad 20 mln nowych stanowisk pracy, najszybszym wzrostem gospodarczym od 30 lat, najniższymi wskaźnikami bezrobocia od 20 lat. Ameryka ma najdłuższy okres wzrostu gospodarczego w całej naszej historii (aplauz). Zbudowaliśmy nową gospodarkę” – tak prezydent William J. Clinton rozpoczął swoje doroczne „orędzie o stanie państwa” w styczniu tego roku.

Uwagi „aplauz” pochodzą ze stenogramu kongresowego, ale amerykańskiej gospodarce bić brawo mógłby cały świat. W 11 lat po ostatecznym zwycięstwie w zimnej wojnie Ameryka może też z pełnym spokojem patrzeć na tych, których kilkanaście lat temu przedstawiano jako jej groźnych rywali: prężną Japonię z jej samochodami i elektroniką użytkową oraz rozpędzającą się Europę. Amerykańskie koncerny, symbol biurokratycznej niewydolności w latach 70. i 80. dominują na światowych rynkach. Azjatyckie tygrysy dostały zadyszki, a Chiny, choć ciągle mają wysokie tempo rozwoju, wydają się – bez demokracji – skazane na drugą ligę.

USA z 4 proc. ludności światowej produkuje ponad jedną czwartą (27 proc.) produktu globalnego. Paul Kennedy, autor bestsellera „Mocarstwa świata. Narodziny, rozkwit, upadek”, zapowiadał schyłek gospodarki amerykańskiej.

Polityka 45.2000 (2270) z dnia 04.11.2000; Raport; s. 3
Reklama