Archiwum Polityki

Co dodać, kogo odjąć

Rozmowa z Donaldem Tuskiem, członkiem zarządu Unii Wolności, wicemarszałkiem Senatu

Czy wynik uzyskany przez Andrzeja Olechowskiego w wyborach prezydenckich jest dla Unii poważnym problemem?

Sądzę, że jest on bardziej ilustracją szansy, która stoi przed Unią Wolności, niż istotnym faktem politycznym. Nie jest to jednak szansa, która pojawiła się dopiero w tych wyborach, ona istniała od dawna. Wynik ten pokazuje bowiem, że ludzie mogą, w dość dużej liczbie, głosować na kogoś, kto bez osłonek prezentuje poglądy liberalno-konserwatywne. Oznacza to, że partia prezentująca takie właśnie poglądy nie musi być skazana na 5 do 8 proc. poparcia. To jest optymistyczny sygnał dla Unii Wolności. Nie musi z niego oczywiście wynikać nerwowe chowanie się pod parasol Olechowskiego, ale powinien on skłonić kierownictwo Unii do pracy nad taką korektą wizerunku i działań, aby stała się partią bardziej liberalno-konserwatywną, a jednocześnie cieplejszą w kontakcie z ludźmi.

Niewiele wskazuje, by chciała to zrobić, raczej wygląda na partię zakłopotaną, która dostała jakiś sygnał i nie wie, co z nim począć.

Nie wszystkich w Unii zachwyca teza, że warto wyraźniej pokazać profil ideowy i programowy. Jest sporo osób myślących inaczej i dla nich wynik Olechowskiego jest przykrym doświadczeniem. Jest też problem konkurencji. Nie jest nią sam Olechowski, dystansujący się od jednoznacznie partyjnych projektów, ale wokół niego pojawiła się grupa ludzi, która chciałaby ten sukces skonsumować tworząc oczywistą konkurencję dla Unii.

Czy ten wynik pogłębił nigdy do końca nieprzezwyciężony podział w Unii na tych z Unii Demokratycznej i tych z Kongresu Liberalno-Demokratycznego?

Ma on wpływ na atmosferę w partii i na podziały wewnętrzne, chociaż nie chciałbym wytyczać tu prostej granicy między UD i KLD.

Polityka 45.2000 (2270) z dnia 04.11.2000; Rozmowa Polityki; s. 19
Reklama