Archiwum Polityki

Człowiek z żelazem

Rodzima kulturystyka to swoisty fenomen – rodziła się niemalże w warunkach konspiracyjnych, przy niechęci dużej części społeczeństwa, ale w końcu przyszedł jej wielki czas. Złoty medal zdobyty przez Ewę Kryńską i Pawła Brzózkę podczas mistrzostw świata w kulturystyce kobiet i par mieszanych, jakie odbyły się w Warszawie w październiku, to kolejny wielki polski sukces w tej dziedzinie.

Współczesna kulturystyka, stworzona, a raczej ujęta w ramy organizacji (IFBB) przez braci Joe i Bena Weidera, narodziła się na Zachodnim Wybrzeżu USA jeszcze w latach 30. Coś co wówczas miało bardziej charakter amatorskiego ruchu, w latach 50. przerodziło się w olbrzymi przemysł – dyscyplinę widowiskową i pobudzającą wyobraźnię. Wprawdzie bracia cały czas starają się propagować kulturystyczny etos (według nich kulturysta, aby osiągać dobre rezultaty, musi czcić ojca swego i matkę swą, być przyjaznym wobec ludzi itp.), ale nie jest dla nikogo tajemnicą, że potężne muskuły to nie tylko miłość dla rodziców, ale także... nieco chemicznego wspomagania. I niewiarygodnie ciężka praca: wiele godzin dziennie pod sztangą, z hantlami, na specjalistycznych maszynach.

W naszym kraju kulturystyka jest dyscypliną stosunkowo młodą, ale tradycja pokazywania umięśnionego ciała sięga minionych epok. Choćby objazdowych cyrków, których nieodłącznym elementem były pokazy siłaczy rozrywających łańcuchy czy dźwigających młyńskie koła. Gawiedzi nie wystarczyło wówczas podziwiać siłę, ale także potężne bicepsy. Tego typu widowiska były zresztą popularne w całej Europie i to jeszcze po drugiej wojnie światowej – najsłynniejszym bodaj hołdem dla owych showmanów był film F. Felliniego „La Strada”. W tamtych czasach dzisiejszy kulturysta nie miałby czego szukać – kto chciałby oglądać prężącego muskuły faceta, który w jakiś oczywisty dla wszystkich sposób nie potrafi udowodnić swej siły? To tak, jakby ktoś podziwiał pędzącą po torach lokomotywę nie ciągnącą żadnych wagonów.

Po drugiej wojnie światowej sporty siłowe zyskały nieco na prestiżu, ale mowa tu raczej o podnoszeniu ciężarów, a nie kulturystyce, która dotarła do Polski ze sporym opóźnieniem.

Polityka 45.2000 (2270) z dnia 04.11.2000; Społeczeństwo; s. 86
Reklama