Archiwum Polityki

Tam szum Dniestru

Odebranie Polakom Lwowa było politycznym błędem Rosjan – napisał kiedyś polityczny korespondent paryskiej „Kultury” Juliusz Mieroszewski. Ale polski Lwów dzieliłby oba narody, ułatwiając imperialną politykę Kremla, który zawsze przeciwdziałał zbliżeniu polsko-ukraińskiemu. Dziś Lwów już nie dzieli, bo jest ukraiński, za to beczką prochu mogą okazać się cmentarze żołnierzy albo wirtualne gazociągi. Czy marzenie Mieroszewskiego, a za nim III Rzeczpospolitej, o dobrym sąsiedztwie z Litwą, Białorusią i Ukrainą nie jest aby polityczną iluzją?

Z Litwą układa się nam całkiem dobrze, oczywiście. Białoruś... cóż, Łukaszenko. Za to z Ukrainą jest niemal wzorowo. Tak mniej więcej wygląda stereotypowy bilans polskiej polityki „bliskowschodniej”.

Na urlopie dziennikarz chce odpocząć, a nie nicować stereotypy. Ruszyłem w podróż na dawne kresy Najjaśniejszej. Wraz z członkami niedawno założonego w Krakowie Klubu Myśli Politycznej imienia Juliusza Mieroszewskiego chciałem na własne oczy zobaczyć miejsca i pejzaże zapamiętane z lektury: sienkiewiczowski Chocim, Okopy św. Trójcy Krasińskiego, Krzemieniec Słowackiego, „wysoką połoninę” Stanisława Vincenza.

Do torby wrzuciłem „Opowieści chasydów” Martina Bubera: przecież kresy to był także matecznik Żydów Europy Wschodniej. Żadnej polityki, zwłaszcza bieżącej – marzyłem – czysta kontemplacja „zielonej Ukrainy”.

Tu hrywny, tam ruble

Tak, piękny kraj, urzekająca przyroda. Wszystko aż prosi się o gospodarza: pola, drogi, miasta, wsie. Tu i ówdzie widać nowe budynki, głównie cerkwie, czasem stacje benzynowe podobne do naszych, czasem punkty gastronomiczne. W niektórych miastach jak Lwów, Tarnopol, Kamieniec Podolski część kamienic rozkwita w ciepłym świetle słońca pastelowymi kolorami świeżo położonych tynków, lśnią nowe dachy, rynny, wieczorem zapalają się nieliczne reklamowe neony.

Nie zmienia to dojmującego wrażenia straszliwego zapuszczenia i powszechnej biedy. W centrum przepięknego starego Kamieńca pasą się kozy i krowy, a dla kontrastu po zabytkowych kocich łbach suną luksusowe samochody z przyciemnionymi szybami. W gęstym mroku wypełniającym nocą Tarnopol wychodzi się raptem na uliczkę przypominającą któryś z zaułków Krakowa: trzy restauracje z ogródkami, muzyka z kolumn hi-fi, eleganccy kelnerzy roznoszący smakowite dania.

Polityka 44.2000 (2269) z dnia 28.10.2000; Świat; s. 44
Reklama