W „Gazecie Lubuskiej” ukazała się intrygująca publikacja zatytułowana „Chciałem być!”: „Jestem zirytowany sposobem, w jaki zostałem potraktowany przez władze miasta i środowisko Żagania. Mimo iż wygrałem konkurs na dyrektora pałacu, to Zarząd Miasta zdecydował się na powtórny konkurs, oferując mi z łaski stanowisko kustosza”. Jak można mniemać, autor – Adam Stawczyk – chciał być dyrektorem, a nie kustoszem (i to w dodatku z łaski) żagańskiego pałacu.
Żagań leży mniej więcej 200 km od Berlina i 500 km od Warszawy. Swemu szczególnemu położeniu niespełna 30-tysięczne miasteczko zawdzięcza bogatą historię, która zostawiła tu trwałe ślady. Na przykład pałac pobudowany w XVII w. jako siedziba Albrechta von Wallensteina, księcia czeskiego, głównodowodzącego wojsk cesarskich w czasie wojny trzydziestoletniej. Dzieje miał burzliwe. I dziś toczą się o niego walki, tym razem pomiędzy urzędem miasta a Adamem Stawczykiem.
Pałac jest zabytkiem klasy „0”. Monumentalny, zbudowany na planie podkowy, z wysokim na 20 i szerokim na 77 m trzykondygnacyjnym frontem, kubaturą przewyższa Wawel.
Po splądrowaniu w 1945 r. przez Armię Czerwoną przez kilkadziesiąt lat stał w ruinie. – To był nieużytek, straż pożarna sobie ćwiczenia organizowała – mówi Jan Sosnowski, burmistrz Żagania. Od 1982 r. pałac funkcjonuje jako Żagański Pałac Kultury (ŻPK). Restauracji zabytku dokonał w głównej mierze Adam Stawczyk, który 25 lat przepracował na stanowisku dyrektora. Bez niego, co burmistrz z szacunkiem podkreśla, pałac nie byłby pałacem.
Adam Stawczyk jest osobą energiczną. Zamaszyście gestykuluje, chwilami niemal krzyczy, chwilami szepcze. – Nie będę skromny, rzeczywiście jestem bardzo dziwnym, nietuzinkowym facetem.