Most Siekierkowski, chociaż nie istnieje, od lat budzi żywą dyskusję. Nic dziwnego, jest on kluczowym elementem nigdy nie wybudowanej Trasy Siekierkowskiej. To najdłuższy z nieistniejących polskich mostów, dłuższy nawet od wszystkich istniejących. Nie udaje się go zbudować od prawie 90 lat.
Trasa i most po raz pierwszy pojawiły się na planie rozwoju stolicy z 1916 r., ich powstanie przewidywały wszystkie kolejne plany, w tym także ten opracowany przed wojną przez prezydenta Stefana Starzyńskiego. Mimo to w sprawie ewentualnej budowy przez wiele dziesięcioleci nie kiwnięto palcem.
Także po wojnie fala budowlanego entuzjazmu na Siekierki nie dotarła. Na następne pół wieku pozostały one senną wsią położoną niecałe pięć kilometrów od Pałacu Kultury, którego złocisty szpic tutejsi mieszkańcy mogli oglądać każdego ranka, wyprowadzając inwentarz na pastwisko.
W latach 90. rozglądająca się za jakimś spektakularnym sukcesem stołeczna władza do projektu mostu i trasy powróciła. W 1995 r. ówczesny prezydent stolicy Marcin Święcicki oświadczył w telewizji, że budowa ruszy za kilka lub kilkanaście miesięcy. Najpierw postanowiono wykupić od ludzi ziemię pod zaprojektowaną z rozmachem inwestycję, ale wtedy obywatele Siekierek niespodziewanie oświadczyli, że żadnej ziemi nie mają, bo zabrał im ją jeszcze w 1945 r. specjalnym dekretem prezydent Bierut. Ich ziemia formalnie należała zatem do miasta, które chciało ją od nich kupić. Mieszkańcy najpierw chcieli jej zwrotu, aby dopiero potem ewentualnie sprzedać ją miastu, które jednak nie mogło jej zwrócić, bo po pierwsze była ona przeznaczona pod wielką publiczną inwestycję, a po drugie nie było żadnej pewności, że po odzyskaniu własności mieszkańcy Siekierek zgodzą się ją na powrót sprzedać po rozsądnej cenie.
Domagający się zwrotu ziemi siekierkowcy oprotestowywali kolejne wersje przebiegu trasy.