Archiwum Polityki

Kronika śmierci

– Najpierw postrzelili kota, siedzącego na poboczu drogi – opowiada Jachita Daudowa z Groznego, ocierając łzy. – Kot nie od razu zdechł. Wnętrzności wywaliły mu się na ziemię i wlókł je za sobą jeszcze kilkadziesiąt metrów. Gdy w końcu padł, mojemu ojcu pozostało zaledwie kilka minut życia.

Jachitę zobaczyłem na granicy Czeczenii i Inguszetii. 40-letnia kobieta stała obok posterunku rosyjskiego OMON, czyli specjalnych jednostek milicyjnych. Wypatrywała znajomych, którzy odważyli się wracać do swoich domów. Chciała poprosić o przekazanie wiadomości krewnym, którzy pilnowali jej domu na przedmieściach czeczeńskiej stolicy. I szukała kogoś, komu mogłaby opowiedzieć o tym, jak rosyjscy milicjanci zabili jej ojca.

Oni są gorsi niż faszyści – pokazała wzrokiem na omonowców, którzy uzbrojeni po zęby leniwie patrzyli na kręcących się wokół ludzi.

Kaukaz-1, tak nazywa się miejsce, gdzie spotkałem Jachitę. To jeden z głównych rosyjskich posterunków na granicy Czeczenii i Inguszetii. Pracuje tylko pięć godzin dziennie i w tym czasie przepuszcza kilkadziesiąt autobusów i mikrobusów, które wożą mieszkańców czeczeńskich wiosek i miasteczek do Inguszetii i z powrotem. Tutaj kupują żywność i przywożą wieści o życiu w strefie działań wojennych.

O godz. 14.00 rosyjscy milicjanci zamykają przejście. Posterunek zamiera. Tylko od czasu do czasu nad głową przelatują ciężkie szturmowe helikoptery Mi-24. Patrolują drogę, latając parami tuż nad koronami drzew. Nikt nie zwraca na nie uwagi.

Tamten dzień

Jachita, która siedzi obok mnie na tylnym siedzeniu rozklekotanej Wołgi, gdzie schowaliśmy się przed lodowatym wiatrem z północy, nie słyszy potężnych silników nad naszymi głowami. Opowiada o masakrze mieszkańców Aldy, przedmieścia Groznego, ściska w ręku chusteczkę i ociera oczy. Wie, że nie powinna płakać. Starcy krzyczą na kobiety, gdy płaczą po zmarłych, ale Jachita nie może się powstrzymać. Znowu przeżywa tamten dzień, w którym na podwórko ich maleńkiego domku przy ulicy Matasza Mazajewa wpadli żołnierze.

Tak na was czekaliśmy – powiedział na ich powitanie Ahmet Abulchanow, ojciec Jachity, gospodarz domu.

Polityka 12.2000 (2237) z dnia 18.03.2000; Świat; s. 36
Reklama