Archiwum Polityki

Retusz w lustrze

„Życie, życie, jest nowelą” – śpiewa w czołówce „Klanu” Ryszard Rynkowski, doprowadzając od dawna językoznawców do irytacji, ponieważ nowela, zgodnie z definicją, jest „jednowątkowym utworem literackim”. Telenowela zaś składa się z wielu wątków „raz przyjaznych, a raz wrogich”. Obie rodzinne telenowele „Klan” i „Złotopolscy” gloryfikują przeciętność, nadając jej walor ogólnopolskiego standardu. Widzowie za to właśnie je kochają.

Widzowie, zwykle dość krytyczni w stosunku do programów telewizyjnych, w przypadku obu telenowel wykazują wręcz uwielbienie. Według danych OBOP połowa z nich jest zdania, że wszystko w tych filmach im się podoba. Niektórzy widzowie piszą do telewizji listy w podziękowaniu za to „największe osiągnięcie polskiej kinematografii”. A przecież twórcy „Klanu” i „Złotopolskich” mają świadomość ograniczeń swojej roboty. Scenarzyści w ciągu tygodnia muszą napisać w przypadku „Klanu” ponad 66 stron maszynopisu, a w przypadku „Złotopolskich” około 50. Jeden odcinek kręci się 2,5 dnia, w serii po osiem. Nie ma pieniędzy na plenery. Zdarza się, że niektórzy reżyserzy (– Artystycznie nie ma o czym mówić – twierdzi reżyser Radosław Piwowarski) i aktorzy mają poczucie frustracji, iż biorą udział w niedostatecznie ambitnym przedsięwzięciu, tak dzieje się jednak przeważnie do chwili, gdy nie odczują owej wielkiej i z niczym nie dającej porównać się popularności, jaką daje serial. Widz nie tylko kocha aktora, ale także osobę, którą ten gra.

– Jak powiedziałem córce znajomego leśniczego, że nie mogę jej na razie przywieźć autografu Piaska, bo miał wypadek – wspomina pomysłodawca i scenarzysta „Złotopolskich” Jan Purzycki – to się dziewczyna popłakała.

Publiczność nie oczekuje kreowania bajecznej rzeczywistości, ale pragnie oglądać prawdopodobne sytuacje. W obu telenowelach występują więc rodziny wystylizowane na przeciętność, ale nie do końca zwykłe. Zwyczajnym ludziom rzadko bowiem przydarza się tak niezliczona liczba komplikacji, kłopotów, przygód, rozczarowań, jaka jest udziałem rodzin Lubiczów czy Złotopolskich. – Ilość dramatycznych wydarzeń, jakie mogą się stać w jednej rodzinie, jest ograniczona, choćby teorią prawdopodobieństwa – mówi Wojciech Niżyński, scenarzysta i producent „Klanu” – ale przy pisaniu nie mogę brać tego pod uwagę.

Polityka 12.2000 (2237) z dnia 18.03.2000; Kultura; s. 61
Reklama