Archiwum Polityki

Królowa śniegu

„Madame”, późne dziecko debiutującego w roli prozaika Antoniego Libery, w ciągu kilkunastu miesięcy zachwyciła cztery poważne agencje wydawnicze z Europy i USA. Po prawa do książki zgłosiły się kolejne 22 wydawnictwa z 9 państw. W Hollywood chcą na jej podstawie nakręcić film, a sam autor ma już pomysł na „Madame 2”.

Nasycona realiami Peerelu opowieść o licealiście zakochanym w 32-letniej nauczycielce francuskiego, od początku brawurowo zdobywała publiczność. Książka zaistniała dzięki konkursowi prozatorskiemu, który trzy lata temu ogłosiło wydawnictwo Znak. Rozstrzygnięcie nastąpiło we wrześniu 1998 r. Antoni Libera zajął pierwsze miejsce, co oprócz satysfakcji i 12 tys. zł dawało mu także gwarancję na szybkie wydanie powieści oraz dobrą akcję promocyjną. Powieść błyskawicznie trafiła do księgarń i jeszcze szybciej z nich zniknęła. W ciągu trzech miesięcy sprzedał się cały nakład „Madame” – 4 tys. egzemplarzy.

W listopadzie 1999 r. Antoni Libera jako pierwszy powieściopisarz otrzymał prestiżową nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego, którą wcześniej honorowano tylko eseistów. „Madame” znalazła się również wśród finałowej dwudziestki książek nominowanych do nagrody Nike 99.

Wśród debiutów prozatorskich ostatnich lat żaden nie może się mierzyć z popularnością, jaką zdobyła powieść Libery. Mimo że książka jest w ciągłej sprzedaży od jesieni 1998 r., zainteresowanie nią nie maleje. Jeśli czytelnicy wykupią szósty już dodruk, „Madame” osiągnie nakład 18 tys. egzemplarzy. Inne tytuły literatury współczesnej obumierają mniej więcej po rocznej obecności na rynku. Debiuty sprzedają się zwykle w wysokości tysiąca egzemplarzy, a czasami wynik bywa jeszcze niższy (POLITYKA 7).

Oczywiście Antoni Libera nie jest zwykłym debiutantem. Wielu czytelników doskonale znało go jako krytyka i tłumacza Samuela Becketta. Dla nich ten późny debiut okazał się przede wszystkim literacką niespodzianką i środowiskową ploteczką – czy ten Libera się wygłupia, czy naprawdę napisał romans? Dla innych „Madame” była po prostu pierwszą od lat „normalną” powieścią, wolną od postmodernistycznych szaleństw, zapewniającą miłą lekturę na kilka wieczorów.

Polityka 12.2000 (2237) z dnia 18.03.2000; Kultura; s. 64
Reklama