Archiwum Polityki

Przyjemności dyletanta

Rozmowa z Marcinem Królem, założycielem i redaktorem naczelnym miesięcznika „Res Publica Nowa”

Pierwsza „Res Publica” – podziemna, drukowana na powielaczu. Druga – oficjalna, startująca jeszcze za cenzury. Wreszcie trzecia – „Res Publica Nowa”, w wersji obecnej. Właściwie trzy różne pisma. Co je łączy przez te ponad 20 lat?

Zawsze kierowaliśmy się ku inteligencji polskiej. I jesteśmy przekonani, że ona nadal istnieje, choć wielu dziś to podważa. Zawsze funkcjonowaliśmy poza sporami ideologicznymi i politycznymi. Naszą formułę można porównać do przedwojennego „Buntu młodych” Giedroycia: między nacjonalizmem a socjalizmem, czyli ani nacjonalizm, ani socjalizm, a wszystko to co pośrodku. De facto byliśmy zawsze pismem liberalno-konserwatywnym. Wreszcie trzeci element to przekonanie, że jesteśmy w środku duchowości europejskiej przy całkowicie jasnej świadomości, że politycznie sytuujemy się na marginesie. To były motywy, które od początku nie uległy zmianie. Ponadto stale i konsekwentnie staramy się przekazywać to co najważniejsze w myśli cywilizacji zachodniej i chcemy to robić nadal. To nasze powołanie.

Wartości liberalno-konserwatywne – czy to nie jest zbyt subtelny odcień na polskiej czarno-białej scenie politycznej?

Rzeczywiście, to zawsze była postawa mniejszości, bo jest antypopulistyczna. Radykałowie łatwiej zyskują popularność, ale jednak serce duchowe każdego kraju europejskiego jest właśnie w tym centrum. Ten ośrodek jest niewielki, ale intelektualnie doniosły.

Niech pan wymieni trzy liberalno-konserwatywne wartości, których by pan bronił do końca.

Po pierwsze ciągłość tradycji. To jest nasze źródło duchowe i wszelkie próby odcinania się od niego są zabójcze. W numerach o romantyzmie protestowaliśmy przeciwko wizji, że romantyzm się skończył.

Polityka 12.2000 (2237) z dnia 18.03.2000; Społeczeństwo; s. 66
Reklama