Kolejne taśmy, które pojawiły się w polskiej polityce, a zawierające rozmowy Gudzowatego z Michnikiem, dołączyły do wielkiej batalii. Do wojny IV RP z jej poprzedniczką. Główny bohater afery niekoniecznie na tym skorzysta i już zdaje sobie z tego sprawę. Ze sprawy Gudzowatego wyciekają bowiem tylko te wątki, które służą interesom politycznym obecnej władzy, nie zaś wyjaśnieniu, czy Gudzowaty jest ofiarą służb specjalnych. Przed kilkoma tygodniami wyciekła sprawa rzekomej prowokacji wobec Leszka Millera. Wedle „Dziennika”, który „dotarł” do dokumentów, otoczenie Aleksandra Kwaśniewskiego, rzucając podejrzenie, iż Leszek Miller junior bierze łapówki od najbogatszych Polaków, chciało w ten sposób wysadzić jego ojca z fotela premiera. Najnowszy przeciek ma kompromitować szefa „Gazety Wyborczej”, medialnego wroga IV RP.
Zanim z teczki pod tytułem „Sprawa Gudzowatego” wymknie się kolejna afera, warto dowiedzieć się, jak i kiedy teczka ta do Prokuratury Apelacyjnej trafiła. Pierwsze dokumenty do niej włożył Aleksander Gudzowaty i sam zaniósł je w 2004 r. do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Impulsem, który spowodował, że biznesmen zdecydował się na kontakt z ABW, był strach o życie syna Tomasza oraz własne. Gudzowaty twierdzi bowiem, że dowiedział się, iż ktoś szykuje na niego zamach. Od ABW „oczekiwał przeprowadzenia postępowania wewnętrznego, które pozwoli na ustalenie, kto z ABW bierze w tym udział i poinformowania o realności zagrożenia dla życia jego i syna Tomasza” (cytat z pisma skierowanego do ABW). Oficjalne spotkanie odbyło się 31 sierpnia 2004 r. Na to spotkanie biznesmen przyniósł teczkę, którą zostawił. Od tego momentu staje się ona coraz grubsza, ponieważ Gudzowaty dosyła kolejne papiery.
Wróg numer 1
On sam prowadzi własne śledztwo i kompletuje listę świadków, którzy jego zdaniem potwierdzili, że informacja o planowanym porwaniu jego syna oraz zamachu na ojca jest prawdziwa.